„Wierna”, czyli wiadomo jak to się skończy

    Poprzednie części cyklu Niezgodna niezbyt mnie porwały, mówiąc delikatnie. Mówiąc jak jest, były okropne, ale no wiadomo, że kolejna część może być już lepsza. No i przyznaję, jest lepiej niż przy okazji Zbuntowanej, ale to nie są zbyt wysokie progi. Postanowiłem jednak dać Veronice Roth szansę - niech mnie zaskoczy, zaciekawi, niech mnie porwie w szalony taniec wrażeń, nadziei i tak dalej.


    Nasi bohaterowie mierzą się z perspektywą zmiany społeczeństwa, bowiem frakcje mają odejść w niebyt. Po obaleniu wcześniejszego reżimu, przyszedł nowy. Tyran zastąpił tyrana, rządzą bezfrakcyjni. Tris i Tobias będę musieli odnaleźć się w tym starym nowym świecie, a będzie to problematyczne. Cóż, gdyby nie było problemów, nie byłoby tej książki. W każdym razie wychodzi trochę szokujących (szok!) rzeczy, no i Tris, jako wierna kobieta, podejmie wybór. Bardzo zabawne jest to, że Roth zbudowała społeczność opartą na narkotykach. W poprzednich częściach jeszcze tego nie czułem, ale kiedy tutaj ktoś wylicza jakie serum miała każda z frakcji, to zaśmiałem się, jest to tak głupie. Głupie, ponieważ bardzo proste. Wyjaśnia to absurd tego, o co chodzi z Niezgodnymi i nieNiezgodnymi, ale no bawi. A zakończenie jest bardzo przewidywalne, wpadłem na nie już po rozpoczęciu powieści.


    A teraz czas na masywny spoiler, ostrzegam. W poprzednich częściach naszą narratorką była Tris, z perspektywy której obserwowaliśmy ten świat no i spoko, poza tym że bohaterka była bardzo nudna. Tutaj mamy dwóch narratorów, dochodzi nam bowiem Tobias. No i od razu uznałem, że pewnie Tris umrze. I niespodzianka - umiera! To oczywiście rodzi pytanie, mianowicie kiedy ona zdążyła opowiedzieć tę swoją historię? Ale nieważne, to już takie moje czepianie. Niestety nie przejąłem się śmiercią Tris, za to przejął się nią Tobias. Jako narrator Cztery wypada nijako do tego stopnia, że gdyby nie określenie na początku rozdziału z czyjej perspektywy obserwujemy wydarzenia, to nie byłbym w stanie określić czyje losy właśnie obserwujemy. No i to jest problem. No bo po co wprowadzać nowego narratora, skoro on nic sobą nie wnosi? A no tak, przecież Roth wpadła na świetny pomysł uśmiercenia Tris. Wiadomo, wszystko wyjaśnione, można się rozejść.


    Tak nad tym wszystkim myślę i dochodzę do wniosku, że cykl Niezgodna jest bardzo smętną, nudną i niezapadającą w pamięci historią. Nie wiem, może jestem za stary na tego typu literaturę, ale raczej to po prostu jest takie okropne. No bo Roth nie potrafi ciekawie zaprezentować swoich pomysłów, kreacja świata wychodzi jej głupio (jeśli nie idiotycznie), a bohaterowie są w najlepszym razie przeciętni. To wszystko składa się na książki do zapomnienia (poza Zbuntowaną, bo ta przekroczyła wszelkie granice bycia okropną).


    Niestety przyjęcie zaproszenia Veroniki Roth do jej niezwykłego świata nie skończyło się dla mnie dobrze. Nie powiem, żebym się pochorował, ale lektura nie sprawiała mi żadnej przyjemności. A ponieważ w tej recenzji zaspoilerowałem zakończenie Wiernej, to nie ma żadnych powodów mój drogi czytelniku żebyś po tę powieść sięgał. Radzę ci, spożytkuj swój czas na coś innego, na przykład na składanie biurka, naprawienie krzesła czy pielenie grządek czy romansowanie z bliską osobą. Ale nie takie, jak w tej książce, bo tu akurat ludzie są nudni i niewarci uwagi.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka