„Czarnoksiężnik z Północy”, czyli bajda o miejscu, gdzie gdy zwiadowca nie może, tam zwiadowcę i kurierkę pośle
Cykl Zwiadowcy Johna Flanagana to ciężki kawałek chleba. Z jednej strony te książki czyta się szybko i z niemałą przyjemnością, z drugiej autor naprawdę nie chce, żeby czytelnicy zatrzymali się dłużej na fabule tych jego pisanin. Mimo wszystko Bitwa o Skandię była nienajgorsza, a poza tym przy okazji Czarnoksiężnika z Północy (albo na północy jednak, ale co ja tam wiem, pewnie z północy brzmi mroczniej i generalnie lepiej) mamy nową, niezwiązaną z tymi morgarathowymi ekscesami historię, więc jeśli kiedykolwiek miałbym dać Flanaganowi szansę za zachwycenie mnie, to właśnie przy okazji piątego tomu Zwiadowców . Minęło pięć lat od czasu legendarnej Bitwy o Skandię , czyli też od bitwy o Skandię. Will Treaty (bo takie nadano mu nazwisko) osiągnął swój wymarzony cel i został pełnoprawnym zwiadowcą. Oczywiście nie rzucają go na głęboką wodę, otrzymuje zatem przydział w sennym lennie Seacliff, gdzie życie toczy się wolnym tempem i generalnie panuje niedbałość. Ale spokojnie - Will b