Niby „Niezgodna”, a charakteru brak

    Och, cóż to za sukcesy, fenomen wydawniczy! Cóż, ja po takich książkach jak Zmierzch czy Pięćdziesiąt twarzy Greya podchodzę ostrożnie do zapewnień, że ileś tam milionów sprzedanych egzemplarzy, bo mam wrażenie, iż oznacza to jedynie tyle, że książka jest na tyle miałka, że podoba się masom. I nie obrażam mas, niech sobie każdy czyta co chce, ale najwidoczniej mamy różne gusta. No, ale sięgnąłem po Niezgodną, więc czas na opinię. Czy książka jest miałka?


    Poznajemy Beatrice, która zejdzie do podziemnej Jamy, ohohoho, czyżby nawiązania do Boskiej komedii? No nie wiem, ale to nieważne. Ważne jest to, że nasza bohaterka oraz narratorka w jednym żyje sobie w jakimś dystopijnym świecie. Społeczeństwo jest podzielone na pięć frakcji, no i każda zajmuje się czymś innym. Po osiągnięciu odpowiedniego wieku każdy poddaje się testowi, który wskazuje mu odpowiednią frakcję, a potem następuje samodzielny wybór. Nasza Beatrice nie dostarcza jednak jednoznacznego wyniku w teście, co czyni ją Niezgodną. Wychowana w nastawionym na pomoc innym Altruizmie wybiera Nieustraszonych, frakcję obrońców, brawurowych wojowników, przy okazji zmieniając sobie imię na Tris. Przez prawie całą książkę obserwujemy inicjacyjną walkę bohaterki o to, żeby znaleźć się we frakcji, bo liczba miejsc jest ograniczona, a perspektywa bycia bezfrakcyjnym to w ramach przedstawionego świata coś przerażającego. Na końcu dostajemy też inny, większy problem do rozwiązania. Nawet jeśli ta historia wydaje się na początku interesująca, to szybko się okazuje, że tak nie jest, ponieważ całość to bardzo mizerny rozwój Tris, która coś tam robi, szkoli się, stara i tak dalej.


    Może książka nie byłaby tak nudna, gdyby nie leniwa kreacja świata. Autorka nic nam nie mówi o miejscu, czasie, nie wiemy praktycznie nic. Na samym początku podobało mi się wrzucenie czytelnika w sam środek wydarzeń, tak żeby z czasem odkrywał prawidła rządzące światem Niezgodnej, tyle że właśnie tu nie ma nic do odkrywania. Konflikty w tej książce są głupie, albo po prostu na tyle niezbudowane, że nie da się w nie uwierzyć. W ogóle jak działa tutejsze społeczeństwo? Bo z byciem Niezgodnym chodzi po prostu o to, że taki człowiek nie daje się sobą sterować, wykazuje cechy wielu frakcji i przez to jest niby niebezpieczny. No i okej, to jest dystopia, więc pewnie ktoś wysoko postawiony monitoruje Niezgodnych i eliminuje ich ze społeczeństwa? No właśnie nie. To znaczy mamy tu coś takiego, ale wszystko to jest tak niemrawe, że nie wierzę, żeby to było coś powszechnego. No nie, życie tak nie działa, zresztą pod koniec okazuje się, że tych Niezgodnych to trochę jednak jest. Poza tym wydaje mi się, że gdyby faktycznie było to takie niebezpieczne, to Tris zostałaby od razu ostrzeżona, wszystko by jej wyjaśniono przez życzliwą jej Tori. Tak się nie dzieje, bohaterka sama musi wszystko z ludzi wyciągać.


    Gdyby jeszcze bohaterowie byli ciekawi, ale nie są. Mamy nudne tło w postaci przyjaciół i wrogów bohaterki, rodzinę, trenerów no i oczywiście obowiązkowy wątek romantyczny, który też jest miałki, ale wypada najlepiej ze wszystkich relacji zaprezentowanych w powieści. Może to dlatego, że w tym wypadku ludzkie pożądanie ciała wystarczyło, żeby tę relację zbudować. Jak na bycie Niezgodną, to Tris jest potwornie nijaka a czytanie jej przemyśleń powoduje chęć natychmiastowego sięgnięcia po coś lepszego, bo tego się po prostu nie da czytać. No nie jestem w stanie się zaangażować w jej historię.


    Jestem przekonany, że za parę dni kompletnie zapomnę, co się w Niezgodnej działo i to nie dlatego, że działo się mało (chociaż działo się mało), ale ponieważ jest to tak żadna książka. Słabe to, nie ma żadnych powodów, żeby sięgać.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka