„Siewca Wiatru” powstaje, do broni!

    Opowieść Mai Lidii Kossakowskiej o świecie, w którym istnieją anioły będące bardzo ludzkie, zaczęła się od zbioru opowiadań, który zawczasu przeczytałem. Poświęciłem swój czas. No i ktoś może powiedzieć, że skoro nie byłem nim może jakoś szczególnie zachwycony, to nie powinienem sięgać po powieść. No, może, ale ja jestem ciekawski, więc przeczytałem. A sam pomysł autorki jest w miarę ciekawy, książka mogła wyjść dobrze. Mogła.

    Powieść zaczyna się opowiadaniem Beznogi Tancerz, co moim zdaniem jest żałosne, ponieważ ów tekst ukazał się wcześniej chociażby w zbiorze opowiadań Obrońcy Królestwa. Prawdą jest to, że opowiadanie jest wstępem do książki i warto je znać, ale jeśli autorka chciała, żeby czytelnik je znał, to powinna zaznaczyć to we wstępie, albo subtelnie wpleść w treść Siewcy Wiatru odpowiednią ekspozycję (co robi i to niezbyt subtelnie). Dlatego uważam, że zadaniem Beznogiego Tancerza jest tylko wydłużenie książki. No więc mamy nasze Królestwo, które opuścił Pan. Niebem rządzą archanioły razem w tajemnym sojuszu z upadłym Lucyferem i jego poplecznikami, ponieważ żadnej ze stron konfliktu nie jest na rękę to, żeby świat dowiedział się o odejściu Boga. No i pech - nadchodzi zło w czystej postaci, Antykreator, którego atak trzeba będzie odeprzeć. W to wszystko zostaje mimowolnie wplątany Abbaddonna, anioł Daimon Frey, który będzie musiał pokonać tytułowego Siewcę. Niestety fabuła jest bardzo nudna i przewidywalna, a im dalej, tym gorzej. Nawet nie chodzi o to, że nic tutaj się nie dzieje, bo dzieje się dużo, ale to wszystko jest podane bez żadnych emocji. Jedyne co mogę odnośnie historii pochwalić to zakończenie, gdzie Kossakowska tłumaczy o co może chodzić ze zniknięciem Pana, co jest całkiem interesujące i sensowne.

    Największy problem Siewcy Wiatru są bohaterowie. No bo można wybaczyć prostą, nieskomplikowaną historię o wojnie, jeśli towarzyszymy ciekawych osobom. Niestety aniołowie Kossakowskiej są potwornie nijacy. Chodzi mi o to, że nie mają żadnych wyróżniających ich cech, przez co w praktyce odróżnia się ich tylko dzięki różnym imionom. Dodatkowo irytuje mnie to, że aniołowie przezywają się tutaj zdrobnieniami swoich imion. Normalna sprawa, ludzie też tak robią, ale ponieważ bohaterowie są maksymalnie nijacy, to te zdrobnienia sprawiają wrażenie bardzo sztucznego sposobu na zacieśnienie relacji między aniołami. No i problem w tym, że czytelnik nigdy nie widzi żadnych zażyłości. Tylko się mówi, że te relacje są, ale ja nigdy nie miałem okazji tego doświadczyć samemu. A co do głównego bohatera, Daimona Freya, to on jest najmniej ciekawy z całego tego grona anielskich zastępów. Jest związany z nim niezbyt dobry wątek miłosny. Gadający wierzchowiec też nie jest ciekawy.

    Następną wadą tej książki jest bardzo leniwe budowanie świata. Kossakowska nie pokazuje nam nic interesującego, nic pięknego czy przerażającego, a jeśli już to robi, to w sposób tak nijaki i przezroczysty, że no nie da się tym zainteresować. Autorka oczekuje za to od czytelnika, że będzie on znał wykreowany przez nią świat, załączając do książki słowniczek pojęć oraz imion. No i to jest śmiesznie wręcz żałosny zabieg, który pokazuje, że Kossakowska nie potrafiła przekazać zasad swojego świata w sposób naturalny. Ja wiem, że wymagałoby to ekspozycji, ale skoro tak, to trzeba było pomyśleć, jak ją przeprowadzić. Jeśli już taka w powieści jest, no to najczęściej nie ma żadnego znaczenia dla historii.

    Muszę powiedzieć, że Siewcę Wiatru czyta się bardzo sprawnie i sądzę, że Kossakowska ma szansę napisać dobrą książkę, jednak jej powieściowy debiut jest bardzo słaby. Nie polecam.

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka