„Dysk” zabrał nam wszystkie możliwe do stworzenia „Warstwy wszechświata”
W przypadku Ciemnej strony Słońca byłem bardzo krytyczny i nie mam zamiaru być tak ostry w przypadku Dysku czy tam Warstw wszechświata . Jednak na dobry początek skupmy się na tytule. W oryginale książka nazywa się Strata , co jest zabawne, błyskotliwe, generalnie doskonałe. Oczywiście ciężko byłoby to w jakiś sensowny sposób przełożyć, więc dostaliśmy Warstwy wszechświata i szkoda, że nie pozostawiono tego tytułu, bo oczywiście Dysk w kontekście Terry’ego Pratchetta jest o wiele bardziej chwytliwy, ale jest też przy tym dość leniwy i może wywoływać negatywne pierwsze wrażenia. Ze mną tak było, poprzednia książka Pratchetta miała przyjemny tytuł, a jak sięgał po Dysk , robiłem to raczej z przymusu. No, więc wreszcie dotarłem do momentu, w którym twórczość pana Terry’ego zaczęła zmierzać ku dziełu jego życia. W końcu dzisiaj właśnie tak się reklamuje tę powieść - że to tu pojawiły się pomysły, które zostały później rozwinięte w ramach Świata Dysku. Jednak czy warto Dysk przeczytać?...