Czy „Wieża Jaskółki” jest krokiem w tył (nie jest)?

    Najgorszą rzeczą, jaką można sobie zrobić przy lekturze Wieży Jaskółki to rozpocząć lekturę niedługo po zapoznaniu się z Chrztem ognia, a to dlatego, że część czwarta sagi bardzo różni się od trzeciej. Nie jest to dziwne, moja opinia o Chrzcie praktycznie stawiała ją na jakimś ołtarzyku dla najlepszych powieści. A ponieważ Wieża nie jest identyczna jak tamta genialna książka, no musi być okropna, prawda? Nie do końca. Wręcz powiem, że czwarta część sagi jest pozycją świetną.


    Ponieważ historia w książce nie jest przedstawiona w sposób uporządkowany chronologicznie, ciężko w paru zdaniach ogarnąć całą fabułę. Ciri zostaje znaleziona na bagnach Pereplutu przez pustelnika Vysygotę z Corvo, który zabiera ją do siebie. Potwornie oszpecona, prawie że martwa dziewczyna ledwo co przeżywa, a następnie opowiada swojemu zbawcy historię tego, jak to została porwana przez przerażającego łowcę nagród Leo Bonharta, który wybił wcześniej jej kompanię. Bohnart nie tylko znęcał się nad Ciri, ale także ją potwornie upokarzał. Ponadto mamy oczywiście Geralta, Jaskra, Milvę, Cahira i Regisa, naszą wesołą kompanię, która dalej zmierza młodej wiedźmince na pomoc. Szukają oni pewnych druidów, ale jak zawsze nic nie pójdzie po myśli wiedźmina, przez co grupa ponownie wplącze się w wydarzenia, w których brać udziału nie chce. Tak jak Chrzest ognia skupiał się na kompanii Geralta, tak Wieża Jaskółki jest o Ciri, przez co ten drugi wątek związany z hanzą naszych pozytywnych bohaterów zszedł na dalszy plan. Można być tym trochę zawiedzionym, ale należało się tego spodziewać. Nie można przecież pisać sagi bez pisania sagi, jakaś historia jest temu wszystkiemu potrzebna. Oczywiście zrodziło to trochę wad - Wieża Jaskółki nie ma już klimatu poprzedniej książki. Nie ma tu już pokładów humoru, nie ma momentów do zatrzymania się i spędzania czasu z postaciami, tutaj Sapkowski postawił bardziej na akcję oraz rozwijającą się intrygę. To może być dla kogoś naprawdę zajmujące, bo Wieża zdradza nam wiele odnośnie tego jak historia się potoczy i czego możemy się spodziewać. Zakończenie jest szybkie, trochę za szybkie, ale podoba mi się zamknięcie wątków tutejszych antagonistów.


    Ciri stała się naprawdę ciekawą postacią, zajmującą i tak dalej. Jej wątki wreszcie potrafią na dłużej przykuć uwagę i nie jest już tym przedmiotem do przerzucania między głównymi bohaterami - tym razem dziewczyna bierze los we własne ręce. Bardzo mi się to podoba, bo w końcu jest ona drugim bohaterem całej sagi, a póki co to nie za bardzo była z niej protagonistka. Niestety, jeśli jesteś fanem Geralta i jego kompanii, to się rozczarujesz, bo Wieża Jaskółki nie daje im miejsca na wykazanie się. To dalej te same postaci, które kocham, jednak jest ich mało. Najbardziej cierpi na tym pewna nowa postać, która nie dostała szansy na pełne zaprezentowanie się, a jej przeszłość jest przedstawiona czytelnikowi bardzo sztucznie. Szkoda, że Sapkowski nie wydłużył tej książki jakimiś głupotami. Te tutaj są, spokojnie, ale za mało tego. A narzekam, bo widziałem to zrobione lepiej u tego samego autora w ramach tego samego cyklu.


    Chociaż brzmię w tej recenzji bardzo negatywnie, to moje wrażenia są formułowane przez porównanie części czwartej sagi do części trzeciej. Wieża Jaskółki to cały czas cudowna książka, od której dosłownie nie mogłem się oderwać. Polecam każdemu. Idź, śmiertelniku, czytaj. A jeśli już czytałeś, przeczytaj jeszcze raz.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka