Czy chciałbyś znaleźć się „W Dolinie Muminków”?

To jest bardzo przyjemne, gdy czyta się dobrą literaturę dziecięcą, a gdy ta jest wybitna, to już w ogóle trzeba się radować. Czy można było przebić poziomem Kometę nad Doliną Muminków? Może. Ale nie spodziewałem się tego, w końcu opowiadanie Małe trolle i wielka powódź jakoś bardzo mi się nie podobało. Natomiast oczywiście można było oczekiwać wszystkiego, bo tytuł W Dolinie Muminków nie mówi kompletnie nic. A że otrzymaliśmy naprawdę interesującą książkę, chyba porównywalną pod tym względem z moją ukochaną Akademią pana Kleksa, to tym bardziej warto się nad nią pochylić!

Na zimę Dolina Muminków zapada w sen i tyczy się to wszystkich mieszkańców domu Muminków, również Ryjka czy Włóczykija. A kiedy pojawia się wiosna, znowu zaczyna się życie. Można więc stwierdzić, że książka naturalnie kontynuuje motyw z martwych wstawania po śmierci - z tym że w poprzedniej książce powodem wiecznego snu była katastrofa/wojna, a tutaj po prostu mamy zimę, a zatem zjawisko całkowicie naturalne i bliższe codziennemu życiu. Podoba mi się taka ewolucja motywu, wpisuje się w ten zachwyt nad codziennością, tak przecież ważny nie tylko w Komecie… ale również tutaj.

Nowe życie to nowe wyzwania. W Dolinie Muminków bardziej przypomina połączony zbiór trzech opowiadań. Mamy zatem trzy wątki - pierwszy związany z Magicznym Kapeluszem i dziwami, które z niego wychodzą, drugi związany z wyprawą na Samotną Wyspę Hatifnatów i trzeci dotyczący pojawienia się Topika i Topci oraz ścigającej ich nikczemnej Buki. No i tutaj zaczyna się robić interesująco. Kluczem interpretacyjnym całej historii jest scena ustawionego procesu sądowego nad przestępstwem Topika i Topci, ponieważ wskazuje on na specyficzny charakter, jaki zapanował w Dolinie Muminków. Okazuje się bowiem, że nie jest to wcale przyjazne miejsce, jak mogliśmy myśleć w poprzedniej części. Możliwe, że trauma przelatującej komety zmieniła coś w podejściu naszych bohaterów. Wprawdzie nadal chętnie przyjmują do siebie gości, którzy chcą z nimi zamieszkać, ale jednocześnie są bardzo, bardzo niechętni obcym oraz hołdują złodziejstwu i niesprawiedliwości - niczym w sekcie. Paszczak nie widzi żadnego problemu, żeby okraść Hatifnatów, a szczytem są Topik i Topcia, absolutnie antypatyczni, do tego kleptomani. To oni kradną Buce (stylizowanej w rysunku autorki na Żyda, co jest nawet trochę zabawne) wielki, szlachetny kamień. Buka nie jest więc tutaj zła, a przynajmniej nie robi nic złego, po prostu postanawia odzyskać swoją własność. A że wygląda złośliwie? To przecież nie powinno mieć żadnego znaczenia. Jednakże Buka nie została przyjęta do społeczności, a zatem jest antagonizowana i to jest wprost wskazywane - podczas procesu sądowego, kiedy wszyscy zainteresowani rozstrzygnięciem przyjmują określone role procesowe, wskazuje się, że nikt tu Buki nie lubi, więc nie oddadzą jej zawartości kuferka. Jedynie Ryjek, który przecież był największym samotnikiem w Komecie… próbuje stanąć w obronie Buki, jednakże nie zostaje wysłuchany, a sam pewnie za bardzo boi się odrzucenia, by walczyć do końca w imieniu obcej sobie osoby. To najsmutniejszy, najbardziej poruszający fragment powieści. Żeby było jeszcze bardziej patologicznie, to pod koniec książki Topik i Topcia kradną Mamie Muminka jej torebkę, a kiedy ta rozgłasza, że po jej odnalezieniu zostanie wydane wielkie przyjęcie dla wszystkich mieszkańców Doliny, ci zwracają ją nie wspominając, w jaki sposób weszli w jej posiadanie. Skutkiem tego jest wspomniane przyjęcie, na którym wszyscy wznoszą toast na cześć Topika i Topci. Ta scena najlepiej podsumowuje, jakim miejscem stała się Dolina Muminków - straumatyzowane nieszczęściem wojny stworzenia, zamknięte na wszystkich, którzy mogliby wprowadzić wewnętrzny konflikt, czczące własną ignorancję w zamkniętym, sztucznym świecie wiecznej szczęśliwości. Jedynie Włóczykij jest w stanie uwolnić się z tego strasznego miejsca, jednakże on, jako człowiek całkowicie wolny i nieprzywiązujący się do niczego, trochę wymyka się jakimkolwiek kategoriom. I z tego powodu można go lubić.

Oczywiście jest w tej powieści o wiele więcej interesującej treści, chociażby naprawdę mądre zaklęcie, które rzuca Czarnoksiężnik na Muminka, ale wspomnę jeszcze tylko o jednej rzeczy - o elementach grozy. Odnotowałem trzy naprawdę straszne fragmenty i żaden nie jest związany z Hatifnatami. Żeby nie psuć dreszczyku jeszcze nieznającym - pierwszy jest niedługo po przebudzeniu, drugi jest związany z Piżmowcem i magicznym kapeluszem, a trzeci to pojawienie się Buki.

Na tym etapie nie jestem w stanie nie uwielbiać tych książek. Póki co każda opowieść o Muminkach drastycznie się odróżnia. Najpierw nieujarzmiony wstęp, potem historia o odnajdywaniu człowieczeństwa i życia w obliczu końca świata, a teraz gorzka lekcja o niebezpieczeństwie zasklepiania się w obrębie wąskiej grupy. Co Tove Jansson zaserwuje mi następnym razem?

Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Księżniczka z lodu”, który wreszcie pękł

Wpaść do „Studni Wstąpienia” i sobie głupi ryj rozwalić

„Mówca Umarłych”, czyli piękna kontynuacja