Raport z lektury „Planety”
Mieszkańcy planety Gor odkryli nazwaną przez nich Enigmusem planetę, na której rozwinęło się życie rozumne. Ponieważ jej mieszkańcy są na niższym poziomie rozwoju niż ci z Gora, pojawia się pytanie o możliwość nawiązania kontaktu. Przeprowadzono stosowne badania, których wyniki mają zostać przedstawione na stosownej konferencji. Zakończyć ma się ona jasnymi konkluzjami odnośnie sytuacji na Enigmusie. Więc jak łatwo zauważyć, mimo pewnego fabularyzowania, Planeta to w zasadzie nie jest żadna fikcja, a po prostu krytyczna rozprawa Mieszka Kowalskiego na temat tego, w jakim ponurym kierunku zmierza gatunek ludzki. Jeśli utrzymamy ten kurs, niechybnie sczeźniemy i tak dalej. Tak więc jeśli ktoś ma ochotę na takie coś dotyczące teraźniejszych problemów (chociaż moim zdaniem nie do końca), książka może go zainteresować. Ja nie mam zamiaru dyskutować z tezami, które wysnuwa Kowalski, ale nie dlatego, że się z nimi zgadzam, bo to nie jest w ogóle interesuje z punktu widzenia pisanych przeze mnie recenzji (przynajmniej nie w tym przypadku). Istotny jest sam literacki poziom Planety.
Z bólem stwierdzam, że Mieszko Kowalski jest co najwyżej miernym pisarzem i to uderza w Planecie tak mocno, że aż ciężko mi uwierzyć, żeby ktokolwiek to czytał przed opublikowaniem. Na moim egzemplarzu jest napisane, że redakcją, korektą, składem i łamaniem zajmowała się Oficyna Wydawnicza RYTM Sp. z o.o., więc nawet nikt się pod tym nie podpisał i podejrzewam dlaczego. Ale o co dokładnie mi chodzi? Otóż pragnę przypomnieć, że książka utrzymana jest w konwencji raportu sporządzonego przez cztery zespoły z planety Gor. Tymczasem czytając książkę zdajemy sobie sprawę, że owe zespoły wiedzą zadziwiająco dużo o Ziemi, wiedzą (i oczekują, że czytelnik raportu też będzie to wiedział) czym było państwo rzymskie, czym jest państwo islamskie (w takim stopniu, że nie trzeba najwidoczniej tłumaczyć, czemu jego powstanie może być dla kogoś problemem). Jednocześnie, mimo posługiwania się słowem ziemia (jako miejsce, a nie warstwa materii tworząca ląd), uparcie nazywają Ziemię Enigmusem. To ciekawe, że zbadali naszą planetę tak dokładnie, tyle o nas wiedzą, a nie byli w stanie znaleźć tak powszechnie dostępnej informacji. No nie wiem, wystarczyłoby spojrzeć na jakiś model Układu Słonecznego. Tak więc jasne jest, że Kowalski zapomina, jaką perspektywę musi obrać narrator Planety i niestety im dalej, tym gorzej. W pewnym momencie kompletnie zatracamy jakiekolwiek pozory konwencji i autor po prostu serwuje nam szuflą do gęb jego postrzeganie ludzi. No bo niech ktoś mi wyjaśni - czemu w tym raporcie znalazły się tak jasne wskazówki, jak ludzie powinni się zachowywać? Przecież… do kogo to było niby kierowane? To jest po prostu śmiesznie żałosne. Z drugiej strony autor serwuje nam też trochę ekspozycji o planecie Gor, która też nie wiadomo do kogo jest kierowana, bo przecież czytelnik obraca się właśnie wokół jej mieszkańców, którzy doskonale o tym wiedzą i nie mają powodów, żeby sobie o tym mówić.
Ale dobrze, załóżmy, że zapominamy o nieudolnie fabularyzowanej strukturze Planety i traktujemy ją po prostu jako krytykę kierunku, w jakim zmierza ludzkość. Nie sprawdza się na tym polu zbyt dobrze, bo wiele spostrzeżeń jest dość płytka, jak chociażby problem relacji między młodymi a starymi. Wydaje mi się, że wydźwięk tej recenzji jest dość jasny - nie polecam.
Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.
Komentarze
Prześlij komentarz