Pytanie o poziom „Życia, wszechświata i całej reszty”

    Autostopem przez Galaktykę (w sensie że pierwsza część) oraz Restauracja na końcu wszechświata to jedne z moich ulubionych książek wszech czasów tego wszechświata. Jednak już w drugiej części cyklu Douglasa Adamsa dostrzegałem pewne oznaki tego, iż prędzej czy później poziom zacznie drastycznie spadać, jeśli autor nie zakończy pisania odpowiednio szybko. W końcu są to książki oparte na absurdzie i żartach, a na takich fundamentach nie da się zbyt długo budować dobrej rozrywki. Można jechać na jednym pomyśle, ale wtedy musi to być horror, a książki Adamsa nie wpisują się w ten gatunek. No i niestety, to właśnie trzecia część trylogii w pięciu częściach jest pierwszą (chociaż mam nadzieję, że ostatnią) słabą.


    Po wydarzeniach z Restauracji na końcu wszechświata Arthur Dent i Ford Prefect przebywają na prehistorycznej Ziemi, jednak po pięciu latach wracają do galaktycznej gry dzięki anomaliom czasowym, uosobionym przez kanapę i angażują się w akcję ratowania wszechświata przed rasą Krikkitów, którzy zamierzają wymordować wszystkich. To oczywiście jest jedynie początek monumentalnej historii, którą raczy nas Adams i w tym momencie nie żartuję - fabuła Życia, wszechświata i całej reszty jest naprawdę dobra, polecam przeczytanie sobie jakiegoś dobrego, szczegółowego streszczenia, bo autor postarał się, żeby rozwinąć świat, przedstawić nowe, ciekawe elementy, a jednocześnie wszystko nadal podane jest w sosie z czystego absurdu, za który kocha się ten cykl. Jest również zabawnie - nadal nikt nie jest w stanie wzbudzić we mnie takiego śmiechu i takich szczerych podśmiechujków, jak Douglas Adams. Jest też kontynuacja problematyki pytania o sens życia, wszechświata i całej reszty (to można było wywnioskować po tytule), która to kontynuacja wzbudza we mnie mieszane uczucia. Nie wiem, czy są granice w mieszaniu w kotle absurdu, natomiast może właśnie to sprawia, że to wszystko nie ma sensu. Możliwe, że ostatecznie nie powinniśmy zadawać pytań, bo przecież zgodnie z ideą Autostopem przez Galaktykę, odpowiedzi wywołają w nas jedynie frustrację, śmiech albo szaleństwo. Jest to bardzo ciekawa sprawa, bo zdarza się, że w książkach czy filmach wprowadza się jakieś elementy, które mają być wymówką usprawiedliwiającą jakieś nieudolności. Zwykle takie działania wywołują we mnie zażenowanie, ale tutaj? Nie wiem.


    Jednak problem polega na tym, że to już po prostu zrobiło się nużące. Nie można budować długiego cyklu powieściowego na absurdzie i czystym szaleństwie, także mimo wielu niewątpliwych zalet Życia, wszechświata i całej reszty” oraz spójności, jaką ma cały cykl, na tym etapie człowiek po prostu się nudzi. I teraz ktoś może powiedzieć, że powinienem dawkować sobie Adamsa, ale śpieszę z informacją, że zdaję sobie z tego sprawę i nie czytam tych książek jedna po drugiej, także tu nie chodzi o przejedzenie się literaturą jednego typu. Czy polecam? Jak najbardziej. Może miałem złe podejście i kiedyś dam tej książce kolejną szansę, może zmienię zdanie. Jednak dla mnie jest to najsłabsza książka, która stała się ofiarą samego pomysłu na Autostopem przez Galaktykę. To smutne. I mam w sobie teraz dużo żalu do Douglasa Adamsa - nie mógł po prostu napisać słabej książki? Wtedy mógłbym się wyzłośliwić, ale nie, musiał wielokrotnie rozbawić mnie swym świetnym poczuciem humoru oraz zaimponować fabułą. Może jest słabo, bo pierwotnie ta historia miała być scenariuszem odcinka serialu Doktor Who? Nie sądzę, ale może.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)

„Vertical”, czyli chyżo pikujmy dla objawienia!

Oby był to dobry „Omen”