„Pięć tygodni w balonie”, ale nie dla czytelnika

    Można powiedzieć, że rok 1863 jest wyjątkowy, jako iż właśnie wtedy ukazała się pierwsza powieść twórcy, którego teksty zachwycają mnie nawet tyle lat po ich publikacji (a w końcu jest to literatura bardzo bliska dla ludzi, którzy żyli wtedy, gdy się ona ukazywała). Jules (czy tam Juliusz, jeśli ktoś lubi zmieniać ludziom imiona) Verne rozpoczął powieścią Pięć tygodni w balonie swoją karierę związaną z popularyzowaniem nauki i o dziwo, mimo upływu wielu lat, nadal zachwyca szczegółowymi opisami działania balonu, przyrody, zwierząt, obliczeniom, spisom prawdziwych podróżników. Wszystko co u innego autora mogłoby cholernie nudzić, przy pomocy pióra Verne’a staje się fascynującą przygodą dla każdego.


    Nieustraszony podróżnik doktor Samuel Fergusson przedstawia w Londynie Królewskiemu Towarzystwu Geograficznemu swój ambitny plan - zamierza przelecieć balonem nad Afryką (od wyspy Zanzibar w kierunku zachodnim), żeby odkryć jeszcze nie do końca dobrze zlokalizowane źródła Nilu oraz powiązać ze sobą wcześniejsze wyprawy wielkich podróżników w głąb tego dzikiego kontynentu. Towarzyszą mu młody służący Joe Wilson oraz poznany dawno temu na wojnie, wieloletni przyjaciel, Szkot i myśliwy Richard Kennedy. Trójka bohaterów wyrusza na zmyślnym, opracowanym przez Fergussona aerostacie, który dzięki systemowi ogrzewania i schładzania gazu zapewnia mu wielką elastyczność w manewrowaniu. Wielka podróż, w którą wyruszają, zaprowadzi ich w głąb nieodkrytego przez białego człowieka kontynentu Afryki i skonfrontuje z wieloma zagrożeniami. Fabuła jest wypełniona przygodami, ale także już wyżej wspomnianymi opisami. No i to trzeba lubić. Oczywiście ciężko jest wiedzieć, czy lubi się dany sposób narracji, jeśli się nigdy nie miało z nim do czynienia. Dlatego właśnie polecałbym sięgnąć po Pięć tygodni w balonie, w końcu to pierwsza powieść Verne’a, także na pewno nie będzie można tobie, drogi czytelniku, zarzucić, że się nie postarałeś (jeśli ci się takie opowiadanie historii nie spodoba).


    Chciałbym też odnieść się do opinii, na którą udało mi się w internecie natrafić - internauta pisał w niej, że Pięć tygodni w balonie mu się nie podobało, ponieważ imperializm, kolonializm i rasizm. No i prawda, to w tej powieści jest. Powiem więcej - to właśnie w tej książce przeczytałem najbardziej rasistowskie zdanie w swoim życiu, a przecież mam internet, tam ludzie wypisują różne ciekawe rzeczy. Wracając do Verne’a, wydaje mi się, że takie to były czasy, a przecież rdzeniem Pięciu tygodni w balonie nie jest pokazanie wyższości białego człowieka nad czarnym człowiekiem (co więcej, myślę, że w jednym momencie Verne skutecznie ucisza, nawet jeśli zrobił to nieświadomie, wszystkich, którzy mogliby mu zarzucić rasizm), a pokazanie możliwości jednostki ludzkiej, która dzięki potędze umysłu jest w stanie pokonać wszelkie bariery i poznać świat, który tylko czeka na odkrycie, na wystarczająco odważnego podróżnika, który rzuci wyzwanie przeszkodom, jakie rzuca mu pod nogi sama natura.


    Pięć tygodni w balonie to doświadczenie, które ciężko mi właściwie opisać. To bardzo ciekawa książka, z której można się dużo dowiedzieć, która inspiruje do własnych poszukiwań, do odkrywania tajemnic przyrody. Ciężko mi oddać w recenzji ten entuzjazm, jaki czułem przez całą lekturę, ponieważ jest to entuzjazm dość spokojny, jeśli mogę tak to określić. Verne przyciąga, ale jednocześnie nie trzyma kurczowo przy czytaniu - można go odłożyć w dowolnym momencie bez szkody dla czytelniczego doświadczenia. Także polecam każdemu. A jeśli Verne’a nie czytałeś, może to jest dobre miejsce, by dać mu szansę?


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka