Lekka „Podróż do wnętrza Ziemi”

    Jeśli chodzi o powieści przygodowe, to Juliusz Verne cieszy się dzisiaj ogromną estymą, jednak w momencie wydawania Podróży do wnętrza Ziemi chyba tak nie było, bo przed nią ukazało się tylko Pięć tygodni w balonie a drukowane w gazecie Przygody kapitana Hatterasa jeszcze nie pokazały czytelnikom zakończenia. I wydaje mi się, że w tym wypadku spuszczanie się nad geniuszem Verne’a byłoby niewłaściwe. To znaczy jasne, to zawsze jest niedobre, bo może przysłonić jakieś wady. Chodzi mi o to, że Podróż do wnętrza Ziemi nie jest powieścią idealną i chociaż pewnie będę narzekał, to jednak będzie to narzekanie z miłością, a nie ze zdenerwowaniem.


    Nasza opowieść zaczyna się 24 maja 1863 roku w Hamburgu. Tutaj mieszka geolog i mineralog profesor Otto Lidenbrock, osobnik bardzo drażliwy, wybuchowy, ale oddany nauce człowiek, który jak się do czegoś zapali, to zrobi wszystko, byle to zrealizować. W skrócie - jawi się jako wielki indywidualista. Jego siostrzeniec, sierota Axel dobrze o tym wie, dlatego kiedy w ręce Lidenbrocka wpada zaszyfrowana wiadomość, którą jego wychowanek rozszyfrowuje, już wie, że czeka go ruszenie na straceńczą wyprawę. No i jest to prawda, bowiem okazuje się, iż ktoś kiedyś odkrył drogę do wnętrza Ziemi. Kiedy tylko profesor się o tym dowiaduje, postanawia ruszyć śladami tego odkrywcy i oczywiście zabiera Axela ze sobą. Dzisiaj perspektywa takiej wyprawy wydaje się być absurdalna, tak zresztą uważa sam narrator, czyli właśnie Axel, jednak Otto Lidenbrock nie ma zamiaru tego słuchać. Mężczyźni ruszają więc na Islandię, ponieważ właśnie tam zejdą pod ziemię, żeby dotrzeć do samego środka planety. A czy im się to uda, tego już nie zdradzę, ponieważ cel tej wyprawy jest naprawdę fascynujący i im dalej, tym książka robi się coraz bardziej fascynująca i coraz bardziej rozmija się z nauką. Ale to nie szkodzi, w końcu to powieść przygodowa, której celem jest rozbudzić ciekawość i popularyzacja nauki, prawda? No właśnie, a pod tym względem Podróż do wnętrza Ziemi spełnia swoje zadanie wzorowo.


    Niestety albo miałem jakieś beznadziejne wydanie, albo przy wydawaniu tej książki już oryginalnie naprawdę zabrakło jakiegoś sprawdzenia, bo pełno tu błędów takich jak niekonsekwencja w datach, składu wyposażenia bohaterów i tak dalej. Nie są to rzeczy, które jakoś bardzo przeszkadzają, szczególnie jeśli ktoś nie ma przypisów i nikt mu tego nie uświadomi (wtedy pewnie mało kto w ogóle cokolwiek zauważy). No bo nie po to czytamy powieści Verne’a, a żeby dać się oczarować podróżom i temu co może zrobić człowiek, jeśli się wystarczająco mocno uprze. I tak właśnie jest w Podróży do wnętrza Ziemi. Profesor Lidenbrock jest trochę niezorganizowany, zbyt mocno wczuwa się w swoją misję i tak też traktuje wyprawę. To że ci ludzie w ogóle przeżyli, jest jakimś cudem. Ale trudno. Najważniejsze, że Verne zaszczepia w czytelniku chęć do odkrywania świata. Bo co może jeszcze kryć rzeczywistość? Skoro nie wiemy, to sprawdźmy!


    Podsumowując Podróż do wnętrza Ziemi ma wady, może kogoś rozdrażnić, ale moim zdaniem nie ma to w tym przypadku żadnego znaczenia. Ja jestem fanem twórczości Juliusza Verne’a i nie zawiódł mnie, bawiłem się doskonale. Pragnę, żeby zabrał mnie na kolejną niesamowitą podróż i to jak najszybciej. Polecam mocno.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka