„Przebudzenie” prawdziwej grozy

    Piszą Przebudzenie Stephen King miał chęć sięgnięcia po taką grozę, z którą może nie każdemu po drodze. Jednak myślę, że już sama dedykacja odsieje każdego, kto mógłby ponarzekać, że to nie straszy. Gdzie mordujący się nawzajem ludzie? Gdzie walka o przetrwanie? A tak całkiem poważnie, to Przebudzenie jest popisem umiejętności autora w gatunku weird fiction i stało się jedną z moich ulubionych jego powieści.


    Ścieżki Charlesa Jakobsa i Jamesa Mortona przecinają się od wielu lat ale nie mogą ostatecznie się rozejść. Kiedy Jamie był chłopcem, Jakobs był pastorem w lokalnej parafii metodystów, gdzie głosił Słowo Boże do czasu śmierci jego żony i syna w wypadku samochodowym, kiedy to wygłosił z mównicy okropne bluźnierstwa. Wiele lat później, wskutek przypadkowego spotkania uleczył Jamiego z nałogu narkotykowego, pieczętując z nim więź. I tak jak śmierć jego rodziny przebudziła Charlesa a kuracja przebudziła z uzależnienia Jamesa, obaj panowie będą dążyć do tego ostatecznego obudzenia, którego wyniku nie sposób przewidzieć. Zrozumiem, że wielu czytelnikom może się ta książka nie spodobać, bo większość czasu spędzamy na obserwowaniu życia Jamesa - jego dzieciństwa, lat nastoletnich, życia narkomana i stabilizację. Jednak to nie on jest najważniejszy w tej historii. Jeśli znasz twórczość Lovecrafta, na pewno znasz ten schemat. Narrator i bohater jednocześnie relacjonuje nam pewną historię, ale to nie on jest najważniejszy dla wydźwięku i wagi prezentowanych wydarzeń.


    Charles Jakobs to bohater, który się zmienia, wybiera przy tym drogę, która nieuchronnie wpędza go w otchłań szaleństwa i nieuchronnej zagłady. Z początku jawi się jako sympatyczny, pełen zapału duchowny ze smykałką do konstruowania, jednak im dalej tym bardziej przerażający się staje. Jego obsesja na punkcie elektryczności, jej cudownej mocy jest niezwykle hipnotyzująca. Ten człowiek to zwyczajnie szalony naukowiec, inspiracje Frankensteinem Shelley są aż nazbyt widoczne. To przestroga przed zabawą w Boga, a także przed odkrywaniem tych tajemnic, na które być może człowiek nie jest gotowy i możliwe, że nigdy nie będzie. Bowiem pytanie, na jakie stara się poznać odpowiedź Jakobs brzmi: czy śmierć jest ostatecznym końcem? A jeśli nie, to co następuje potem?


    Czy Przebudzenie straszy? O tak, nastrój zagrożenia i nieuchronnej eskalacji utrzymuje się przez całą książkę (i to mimo wiedzy, że główny bohater przeżyje). Najważniejsza jest tu tak totalna beznadzieja sytuacji i to, że Jamie nie może nic zrobić. W takich powieściach jak Lśnienie czy Ręka mistrza zawsze przeszkadzało mi to, że bohaterowie stają do walki i odnoszą zwycięstwo, okupione mniejszą lub większą ofiarą. W Przebudzenia nie ma mowy o żadnym zwycięstwu, można tylko odwlec porażkę w czasie.


    Nie chcę jednak, żeby ktoś mnie źle zrozumiał. To nie jest depresyjna powieść o beznadziejności egzystencji. Mimo obranego gatunku i wybranych wzorców, to nadal powieść Stephena Kinga, więc przeważają wątki obyczajowe no i sam styl Kinga nie pozwala nam zbytnio się zdołować. Zabierając się do tej książki warto mieć na uwadze, że nie jest to typowa książka tego autora, nie jest reprezentatywna. Brak tu typowego strachu, tej jednej sceny, która wgniecie cię w fotel. Jest za to napięcie oraz klaustrofobia. No i historia gitarzysty, któremu udało się przeżyć swoje życie tak jak tylko umiał.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)

„Vertical”, czyli chyżo pikujmy dla objawienia!

Oby był to dobry „Omen”