„Nowicjuszka” potrzebuje sześciuset stron, żeby się zebrać w sobie

    Przy okazji Gildii Magów stwierdziłem, że debiut Trudi Canavan jest bardzo przeciętny, ale miałem nadzieję, że książki tej pani będą mnie jeszcze w stanie zachwycić. Z tym zachwytem to nie wiem, czy tak to do końca jest, jednak bez wątpienia Nowicjuszka, jest lepsza od Gildii Magów. To bardzo ładny wniosek, ponieważ pasuje również w pewien sposób do fabuły. Tak więc można śmiało konstruować żarty oferujące wysublimowane poczucie humoru. Jednak ja nie mam nastroju do śmiania się, bo przychodzi on zwykle kiedy siadam do recenzji słabej książki, a tutaj ze słabą książką nie mamy do czynienia.


    Sonea rozpoczyna pełnoprawną naukę na uniwersytecie Kyraliańskiej Gildii Magów. Oczywiście nie może obyć się bez problemów, przecież jest zwykłą dziewczyną ze slumsów, a nie jak reszta dzieckiem bogatych, wpływowych rodzin. W związku z tym Sonea już od początku musi mierzyć się ze złośliwościami ze strony kolegów, którym przewodzi nowicjusz Regin, a później również z narastającą przemocą fizyczną. Doświadczenia życiowe Sonei nie pozwalają jej odpowiedzieć przemocą na przemoc, dlatego ta obiera inne sposoby na przezwyciężenie problemów - zdobywa coraz większą wiedzę. Wkrótce jej niezwykłe umiejętności dostrzega również tajemniczy Wielki Mistrz Gildii Akkarin, ten sam, który skrywa odkryty przez Soneę mroczny sekret - gość praktykuje czarną magię. Nasza protagonistka nie ma wyboru, kiedy ten oferuje jej, żeby została jego podopieczną. A cała historia kończy się wielkim pojedynkiem. I powiem tyle - wreszcie! Ja rozumiem dlaczego bohaterka nie chciała robić tego i tamtego, dlaczego tak właśnie się zachowywała, ale dla czytelnika czytanie o ciągłym dokuczaniu robi się w końcu męczące. Książka ma też osobny wątek związany z magiem Dannylem, który podróżuje po świecie z misją, a przy okazji realizuje też inne plany. To jest ciekawy wątek nie ze względu na to, że Canavan wreszcie pokazuje nam trochę wykreowanego na potrzeby cyklu świata, ale raczej dla bohaterów.


    Nie żeby było to coś wyjątkowego, ale podobało mi się.


    I właśnie zdaniem powyżej mógłbym opisać całą Nowicjuszkę. No bo jasne, czyta się to szybko i bardzo przyjemnie, zabawa z lektury jest przednia. Przywiązałem się do bohaterów (szczególnie do protagonistki), Wielki Mistrz jest interesujący i zapowiada się, że w kontynuacji stanie się jeszcze ciekawszy, trzyma się kciuki za postacie… ale jednocześnie nie ma tu za bardzo o czym mówić. I chociaż bardzo nie lubię słowa czytadło, to w tym wypadku byłbym skłonny się nim posłużyć. Z drugiej strony nie uważam, żeby czytanie takich książek nie było wartościowe, bo czyż nie czytamy po to, żeby sprawić sobie trochę przyjemności? No i właśnie przyjemna była lektura Nowicjuszki. No ale przyznaję, że kreacja świata jest minimalna, zachowania bohaterów typowe i niepogłębione, a sposób działania uniwersytetu Kyraliańskiej Gildii Magów patologiczny. Niby jest to jakoś tam wytłumaczone dwoma zdaniami czy jednym, ale jest to wytłumaczenie w najlepszym razie słabe.


    Jeśli trzecia część cyklu również będzie trzymała taki poziom, to powinno być dobrze. A ty, drogi czytelniku, jeśli już czytałeś Gildię Magów i trochę się zniechęciłeś, to zapewniam, że Nowicjuszka jest zdecydowanie lepsza i ma szansę przypaść ci do gustu. Także tak, z wielką przyjemnością jak najbardziej polecam i czekam na następny rozdział przygód dziewczyny ze slumsów o wielkiej mocy magicznej.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka