Czy warto pójść za taką „Żmiją”, której nie ma?

    Podchodząc do recenzji Żmii bardzo łatwo byłoby zacząć obrzucać tę powieść błotem. W końcu ma ona dość słabą recepcję i sam przeczytałem trochę recenzji, w których ludzie narzekają jak to jest złe i tak dalej. Ale to nieważne, bo nie chcę, żeby ta moja recenzja stała się po prostu reakcją na inne opinie. To nie ma żadnego sensu. A więc jak nastawiałem się na kolejną powieść Andrzeja Sapkowskiego? Raczej pozytywnie. Trylogia husycka nie jest moją ulubioną serią książek, ale dostrzegam w niej dużo dobrego i zważywszy na to, że Żmija jest bardzo jak na Sapkowskiego krótka, miałem nadzieję, iż autor wreszcie skondensował opowieść do czegoś, co będzie dla mnie w pełni strawne. A w każdym razie ciekawsze niż te poprzednie powieści.


    Paweł Lenart to polskiego pochodzenia żołnierz Armii Radzieckiej, stacjonujący w Afganistanie. Lata 80. XX wieku, trwa wojna, ludzie umierają. Tymczasem naszego bohatera zaczyna dręczyć coś, czego lata temu się w odpowiednim ośrodku przymusowo pozbył - powracają mu zdolności paranormalne. Otóż Lenart od zawsze umiał przewidywać, a ponieważ był dzieckiem trąbił o tym każdemu i trafił do zakładu. A teraz to wraca, bowiem Paweł spotkał… coś. Niezwykłą złotą żmiję o złotych ślepiach, która zahipnotyzowała go dosłownie i w przenośni. Żmiję, która uwodziła także innych obcych, najeźdźców na przestrzeni tysiącleci. Fabuła tej powieści jest dość skromna i bardzo dobrze, bo objętość nie pozwala na nic więcej. Można byłoby twierdzić, że Sapkowski po prostu napisał opowiadanie, które wydłużył, żeby można było je sprzedać jako powieść, jednak nawet jeśli tak się stało, to ja nie narzekam. Dość powiedzieć, że zakończenie tej książki jest bardzo dobre, nawet biorąc pod uwagę to, że zawiera ono najgorszy jej fragment.


    Otóż pod koniec przenosimy się do roku 2009 i jesteśmy świadkami wizyty kolejnych intruzów w Afganistanie. Obserwujemy więc polskich żołnierzy, którzy rozmawiają i może ja nie mam doświadczenia, ale nigdy nie czytałem tak sztucznych, nienaturalnych dialogów. Czy naprawdę ludzie kiedykolwiek tak mówili? Bo ja nie sądzę. Jednak to tylko moment, reszta książki jest świetna. To cały czas ten wyjątkowy styl Andrzeja Sapkowskiego, więc jeśli nie odbiłeś się od Narrenturm, to Żmija na pewno negatywnie cię nie zaskoczy. Masa słów nie po polsku oraz żargonowego słownictwa - podobało mi się to, dodaje powieści klimatu.


    Elementy fantastyczne są bardzo dobre! Trochę to oniryczne i można podorabiać sobie jakieś znaczenia. Nie powiem nic więcej, bo musiałbym za dużo opisywać. Z drugiej strony jeśli sam blurb spoileruje książkę, to może nie warto się ograniczać? Trochę to żenujące i śmieszne, ale pewnie zrobiono tak, bo przecież nie można zrobić normalnego streszczenia reklamując książkę pana Andrzeja, trzeba robić jakieś wykręty. No i trzeba było podkreślić - patrzcie, nie jest to zwykła powieść we współczesnych (tak mniej więcej) wojennych realiach, jest tu więcej, może jakaś fantastyka!


    Z zaskoczeniem ale i ogromną przyjemnością stwierdzam, że Żmija jest dobrą powieścią. Nie jest to oczywiście kaliber poprzednich książek Sapkowskiego i nie należy tak na nią patrzeć, porównania po prostu nie mają sensu. Radzę potraktować tę opowieść jako książeczkę na wieczór lub dwa, przeczytać ją jednym, dwoma wdechami, dać się porwać nastrojowi, nacieszyć się rozrywką i odłożyć. W tej formie powinna sprawić się bardzo dobrze. Fanom Andrzeja Sapkowskiego nie ma co Żmii polecać, bo pewnie sięgną po nią tak czy inaczej.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)

„Vertical”, czyli chyżo pikujmy dla objawienia!

Oby był to dobry „Omen”