Tom I „Achai” to tak dobra książka, że aż posikałem się z wrażenia

    Andrzej Ziemiański zrobił sobie długą przerwę od pisania. Muszę przyznać, że byłem zaintrygowany, bo Przesiadka w przedpieklu była już nawet całkiem niezła, a skoro autor na jakiś czas zamilkł, to pewnie w tym czasie przemyślał to, w jaki sposób ma zamiar dalej pisać. Liczyłem na coś innego, no i rzeczywiście tak się stało, bo powieść Achaja to przede wszystkim fantasy, tego Ziemiański wcześniej nie uprawiał. Chciałbym zauważyć, iż zdaję sobie sprawę z tego, że jest to jedynie pierwszy tom, nie całość, jednak wychodzę z założenia, że skoro do sprzedaży nie trafiła od razu całość, to ocenię pierwszy tom jako osobną książkę.


    Achaja jest córką Wielkiego Księcia królestwa Troy Archentara. Pewnie właśnie dlatego nie ma żadnego charakteru, bo była uczona na żonę idealną. Jednak spokojnie, drogi czytelniku, nie będzie nudno! Młodsza od naszej bohaterki macocha, spiskująca przeciwko swemu mężowi Archentarowi młodziutka Asija nienawidzi Achai i chce się jej pozbyć. Jeśli ktoś zapytałby mnie dlaczego, no to chyba chodzi o wygląd i wykształcenie, nic poważnego. W każdym razie Achaja trafia do wojska, gdzie zacznie się jej wielka przygoda. Równolegle prowadzony jest drugi wątek - duetu w składzie młody, głupi Sirius i czterdziestoletni skryba Zaan, którzy będą przemierzać świat by jako złoczyńcy znaleźć swoje miejsce na kartach historii oraz dorobić się znacznych pieniędzy. Jest też trzeci, dość tajemniczy wątek, którego jest mało, ale nie będę zdradzał o co chodzi. Tak generalnie to książka jest zaskakująco (jak na tego autora) dobra. Czyta się szybko, przyjemnie, fabuła wciąga, dużo się dzieje. Niestety zakończenie jest słabe i nie chodzi mi tylko o to, że jest wypełnione niepotrzebnym patosem, ale obnaża ono wszystkie problemy Achai, na które wcześniej można było przymknąć oko. Już nawet nie wspominając o głupotach związanych z samym wyglądem Achai w czasie finału, bo tego to ja nie jestem w stanie zrozumieć.


    Oczywistym jest to, że Ziemiański przedstawia nam wykreowany przez siebie świat, w którym stosunki społeczne są inne niż w naszej rzeczywistości, jednak w pewnym momencie misternie tkana iluzja znika. Gdzieś pod koniec to całe wielkie poniżanie kobiet (bo cała ta książka to przede wszystkim festiwal upokarzania Achai) nagle zostaje zaaprobowane przez narratora, który nagle okazuje się mieć zdecydowaną, odseparowaną od poglądów bohaterów opinię na temat roli kobiet i przedstawia ją, kierując się wprost do czytelników. Nie wiem czy to Ziemiański nie wytrzymał i musiał wylać z siebie przemyślenia, ale tak to właśnie wygląda (szczególnie, że wiem jak wyglądało jego podejście do kobiet w poprzednich powieściach). Ponadto książka jest wypełniona bardzo płytką filozofią, która może być atrakcyjna, ale chyba tylko dla młodego czytelnika.


    Trzeba też wspomnieć o dziwnej obsesji na punkcie sikania ze strachu. Początkowo mi to nie przeszkadzało, taki zamysł, nie moja rzecz, ale pod koniec natężenie szczania pod siebie zauważalnie się zwiększyło i zacząłem się zastanawiać - o co tu chodzi? Czy w tym świecie kobiety (bo mężczyźni nie) jak tylko się wystraszą, to sikają pod siebie? Ja wiem, że w momentach silnego stresu i emocji zwieracze mogą puścić, ale żeby przy każdej okazji? Czy może po prostu zdaniem Ziemiańskiego kobiety to (czego dowiemy się ustami bohaterów) istoty głupie, służące tylko do głaskania i słuchania biednych mężczyzn? Za tym stwierdzeniem przemawia to, iż w finale Achaja z człowieka staje się właśnie taką biedną kobietką i zaczyna zachowywać się jakoś dziwnie. Cóż, pewnie trzeba było połączyć wątki postaci i nie było na to innego pomysłu.


    Dużo ponarzekałem, ale muszę powiedzieć, że naprawdę mi się podobało. Achaję świetnie się czyta i polecam, jeśli masz odporność na to wszystko o czym wspomniałem. Nie jest to zła książka, raczej śmieszna czy też żałosna przez swoje pokłady mizoginizmu. I kiedy po raz setny czytam jak wszyscy uporczywie mówią tu do kobiet per dupo, to zaczynam się śmiać, bo to jest tak durne, że zaczyna być przezabawne. Chcę więcej tych głupotek przeplatających ciekawą akcję, niech Ziemiański da mi więcej, bo póki co nie wiem, czy to prowadzi do czegoś dobrego, to tylko pierwszy tom. Ciekawa książka, na pewno nie nazwałbym jej naprawdę dobrą, ale zła też nie jest. Na pewno jest o wiele lepsza od wcześniejszych powieści Andrzeja Ziemiańskiego.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka