„Czarny Książę” przepełniony jest soczystą akcją

    Jeśli książka reklamuje ci powieść Mistrz Katarzyny Michalak, to wiadomo, czego można się spodziewać - lektury soczystej. Niestety nic takiego nie dostałem, bo Czarny Książę jest nudny i przewidywalny. Pani Kasia uwielbia masakrować swoimi książkami umysły czytelników. Niektórzy wychodzą z tego cało, zadowoleni, inni zrozpaczeni i zniszczeni. Ja zaliczam się do tej drugiej kategorii.


    Akcja toczy się pod koniec XIX wieku w Mieście. Tak, Miasto z dużej litery, ponieważ Michalak uznała, że nie zdradzi nam ani słowem miejsca akcji, pewnie po to, żebyśmy potraktowali tę opowieść jako historię uniwersalną. Niestety wypada to śmiesznie. To mi się kojarzy z takimi dziecięcymi fanfikami. Mam też rozwiązanie tego problemu - można było po prostu napisać miasto. Ponadto wiadomo, że miejsce akcji to carska Rosja, wskazują na to imiona i nazwiska bohaterów. W każdym razie giną młode, piękne kobiety, mordowane elegancko. Inspektor Paul de Bries oczywiście chce złapać mordercę, a sprawa prowadzi go do przyjaciela Maksymiliana Romanowa, obrzydliwie bogatego i szemranego typka, władcy miasta. Temu tak zwanemu Czarnemu Księciu właśnie wpada w oko młodziutka (spokojnie, nie jest energiczna) Konstancja, sprzedana za ojcowskie długi. Paul zakochuje się w niej i tak właśnie toczy się ta historia. Bardzo szybko dowiadujemy się kto jest mordercą no i potem książka się kończy.


    Największym problemem Czarnego Księcia jest to, że przeczytałem go na jednym wdechu w jeden dzień, ponieważ jest tak bardzo pozbawiony treści. Przez cały czas czytelnik czeka, aż wreszcie coś zacznie się dziać, a potem powieść się kończy i pozostawia człowieka rozczarowanym. Brak jakichkolwiek ciekawych wątków sprawia, że czytanie tego to udręka. No i zapomina się, co właściwie się czyta. Kiedy nadeszło emocjonujące zakończenie, byłem już tak niezainteresowany, że praktycznie przegapiłem bombastyczną scenę zbiorową.


    Ale to nie byłoby problemem, gdybyśmy mieli ciekawych bohaterów. Niestety, Katarzyna Michalak jak zawsze sięga po ten sam zbiór cech, by stworzyć takich samych bohaterów. A ponieważ to książka dla dorosłych, to musi być dużo seksu. Przez „dużo seksu” rozumiem wciskanie scen seksu, gwałtu, masturbacji i myślenia o ruchańsku wszędzie gdzie tylko się da. Ja naprawdę nie wiem, czy czytałem kiedykolwiek bardziej przeseksualizowaną powieść, nawet Pięćdziesiąt twarzy Greya było bardziej dojrzałe. Michalak ma też jakiś problem z kobietami lubiącymi seks, bo chęć zaspokojenia żądz jest w tej książce atrybutem dziwki. Nie wiem dlaczego. To chyba ma tłumaczyć zachowanie bohaterki.


    Można byłoby pomyśleć, że umiejscowienie akcji w XIX wieku wymusi na autorce jakąś leciutką chociaż archaizację języka, w końcu dla samej historii czasy znaczenia nie mają. Nic bardziej mylnego, archaizacji tu nie ma, a bohaterowie są bardzo wyuzdani i posługują się językiem bez żadnych oporów (dosłownie i w przenośni). Także nie wiem po co Michalak umieściła swoją historię w czasach jej obcych, skoro nie miała ochoty na oddanie ówczesnych realiów.


    Ja naprawdę jestem tolerancyjny jak mogę wobec słabych książek, ale Czarny Książę to jest po prostu żenada. To jest książka, co do której można powiedzieć, że czytanie jej to marnowanie czasu w każdych okolicznościach, nawet jak siedzieć w poczekalni przed wizytą u lekarza. Nie czytaj Czarnego Księcia, to książka głupia, nudna, bez fabuły, kompletnie niedojrzała i niewystarczająco zabawna, żeby móc traktować ją jako parodię. Nie polecam.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka