„Oczy smoka”, czyli warto próbować różnych gatunków

    Z pewnością można powiedzieć, że w bogatym dorobku literackim Stephena Kinga Oczy smoka zajmują szczególne miejsce. I to nie dlatego, że to jakaś genialna powieść, ale zdecydowanie wyróżnia się na tle tego co King pisał wcześniej oraz później. I bardzo dobrze, bo to tylko zwiększa potencjalny krąg odbiorców. Podobnie przecież było z Katarzyną Michalak, której zdarzyło się popełnić cykl powieści fantasy zatytuowany Kroniki Ferrinu czy powieść erotyczno-sensacyjną, jaką jest Mistrz i było o czym w związku z tymi powieściami dyskutować. A czy Oczy smoka dostarczają materiału do rozmowy?


    Fabuła jest bardzo prosta. Mamy króla, dwóch synów, złego doradcę czarnoksiężnika Flagga i jakieś tam poboczne postacie. Zły morduje władcę, oskarża o to starszego księcia, a wszystko po to, żeby ta tronie zasiadł młodszy, który ułatwi Flaggowi realizację jego mrocznego planu. Cel jest bardzo prosty - czynienie zła dla samego czynienia zła. Niewinny brat o imieniu Peter zostaje zamknięty w wieży i będzie musiał jakoś się stamtąd wydostać. Jak już wspomniałem, fabuła jest bardzo prosta, ale czy w tym wypadku to wada? Oczywiście, że nie. Oczy smoka to baśń, klasyczna historia o walce z niesprawiedliwością, gdzie żadne większe intrygi zwyczajnie nie mają racji bytu. Jednak mam pewne uwagi co do zakończenia - jest ono bardzo skrótowe i tak naprawdę nie kończy nam tej historii. Nie czepiam się otwartego zakończenia jednego wątku, ale człowiek chciałby jednak dostać w opowieści tego typu zapewnienia, że skończyło się dobrze dla całej reszty.


    Narrator pełni tutaj rolę barda, który opowiada nam historię z pewnym dystansem, czasami jednak zwraca się wprost do czytelnika, przedstawia swoje poglądy i nie zaprzepaszcza szansy zwrócić uwagi czytelnika na poszczególne, ważne jego zdaniem elementy. To właśnie sposób pisania sprawia, że wsiąknąłem od razu w świat Królestwa Delain, mamy wrażenie, że faktycznie słuchamy opowiadanej nam przy ognisku albo w łóżku przed snem bajki.


    Nie ma co się spodziewać skomplikowanych postaci, ale jednak coś ciekawego tutaj dostajemy. Kłania się postać młodszego księcia, Thomasa, który jako jedyny jest tutaj prawdziwie rozdarty i nie przypisuje mu się konkretnych cech charakteru. To chłopiec żyjący w cieniu swojego starszego, doskonałego brata, chłopiec kochający ojca, jednak niemogący mu zaimponować, bardzo zgorzkniały i nie dziwimy się, że staje się takim a nie innym człowiekiem. No i jego wątek jest pozostaje otwarty. Thomas jest po prostu najlepszą postacią Oczu smoka i chociażby dla niego i dla jego bezradności w obliczu rzeczywistości warto po tę powieść sięgnąć. Cała reszta to bohaterowie płascy niczym papier, na którym kupuję bilety na pociąg. Peter jest dobry, genialny, bez żadnych wad. Król jest królem dobrym, ale głupim. Królowa jest dobra, mądra, inteligentna. Flagg oczywiście czyni zło dla samego zła, a w finale odwala mu już zupełnie. I ja wiem, że to taka postać (jego występ w Bastionie był tak samo subtelny), ale to wypada zwyczajnie śmiesznie, gdy czarnoksiężnik zmienia się we wrzeszczącego, oszalałego starca z toporkiem w łapce.


    Oczy smoka to dobrze spędzony czas. Prosta, ale satysfakcjonująca powieść fantasy, która nie aspiruje, żeby być czymś więcej, niż baśnią. Mogę tylko polecić. Jednak jeśli nie znasz Stephena Kinga i chciałbyś zacząć przygodę z nim od tej powieści, to radzę z tym poczekać, bowiem Oczy smoka są bardzo niereprezentatywną próbką twórczości tego autora.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka