„Ogród Kamili” jest wypełniony znanymi już kwiatami

    Czas na kolejną rundkę z moją ukochaną pisarką, Katarzyną Michalak. Dzisiaj sięgamy po zapierający dech w piersiach Ogród Kamili. Piękna sprawa, ja już czuję zapach kwiatów w powietrzu. To jest akurat łatwe, bo każdy rozdział tej książki rozpoczyna się krótkim opisem jakiegoś rodzaju kwiatów czy jakoś tak (nie wiem, nie znam się), ale w sumie nie wpływa to w ogóle na całość. Nie jest tak, że kwiatuszki pełnią w Ogrodzie Kamili jakąś ważną rolę. Ów ogród również nie. Chociaż możliwe, że mrugająca oczkiem do czytelnika autorka poczyniła tutaj jakieś sprawne nawiązanie (jak to było przy okazji Sklepiku z Niespodzianką, który sprytnie nawiązywał do Sklepiku z marzeniami Stephena Kinga), którego ja po prostu nie dostrzegłem, bo nie znam dzieła, do którego się tu nawiązuje.


    Już od początku wiemy, że będzie grubo, bo książka rozpoczyna się cytatem autorstwa niejakiego K.M. Nie wnikam kto kryje się za tymi inicjałami, ale mam pewne podejrzenia. W innym miejscu bohaterka cytuje ten cholerny zwrot „Bądź wierna. Idź.”, który już się przewijał w twórczości pani Kasi. Może to tylko ja, ale czynienie swojego stwierdzenia myślą przewodnią książki wydaje się strasznie egoistyczne.


    Naszą bohaterką jest dwudziestoczteroletnia Kamila. Jest to zapatrzona w siebie romantyczka, skrajna egoistka żyjąca w wykreowanym przez siebie świecie marzeń, kwiatów, ogrodów, książąt na białych koniach, pięknych książek. Poza tym marzy o własnym domu w spokojnej okolicy i wielkiej miłości. Czyli jest dokładnie tą samą bohaterką, co zawsze u Michalak, bo czemu nie. Kto nie lubi czytać ciągle tego samego? W każdym razie Kamila ma traumę. Wprawdzie zginęła jej matka, ale to jest nieważne. Ważne, że facet oszukał. Pod koniec książki dowiadujemy się jak to właściwie z tym Jakubem było i ja nie mam pojęcia skąd te problemy Kamili wynikły. To znaczy wiem - pewnie naczytała się książek autorek w stylu Katarzyny Michalak i wytworzyła sobie w głowie jakąś chorą wizję świata. Kamila od ośmiu lat wysyła niedoszłemu kochankowi maile (bo z jakiegoś powodu ma jego adres e-mail), na które ten nie odpowiada, ale kiedy Kamila prawie trafia do włoskiego burdelu, ten interweniuje i postanawia ułożyć dziewczynie życie (oczywiście bez jej zgody czy nawet wiedzy). Kupuje dom i wkręca Kamilę w to, żeby go wyremontowała, oferując podejrzanie dobrą ofertę pracy. Ponieważ jednak bohaterka woli żyć na garnuszku cioci (nie przyjmując żadnej pracy bo nie, a kasjerką nie zostanie, bo ciocia będzie zawiedziona - w końcu lepiej w ogóle nie pracować i żerować na biednej, starszej kobiecie), ofertę odrzuca. I tutaj sprawę będzie musiał naprostować niejaki Łukasz, przyjaciel Jakuba, a wkrótce również gorąca miłość Kamili. Jak się ta miłość narodziła to ja nie wiem, chyba po prostu oboje byli bardzo napaleni. Tak więc nasza protagonistka trafia do willi Sasanki i poznaje obowiązkowe przyjaciółeczki (jedna z nich jest oczywiście energiczna, pani Kasia chyba lubi to słowo), które zaczyna kochać od pierwszego wejrzenia, bo czemu nie, tak właśnie się ludzie poznają. Te koleżanki nie mają żadnego znaczenia, podobnie jak wszystko, bo Ogród Kamili nie ma zakończenia i na jakieś konkrety trzeba chyba poczekać do następnej części.


    Michalak po raz kolejny tworzy swoje postacie według ustalonego szablonu - znowu protagonistka jest odpychającą romantyczką bez charakteru, której wszystko przychodzi łatwo, bo wszyscy wokół niej skaczą i która jest kompletnie oderwana od rzeczywistości (żywi się głównie batonikami czy narzeka, że w domu, którego remont zobowiązała się nadzorować, jest remont i musi ścierać pył); znowu faceci zaczynają być śmiertelnymi wrogami (pani Kasia chyba nie wie, co to w ogóle oznacza) z powodu kobiety, do której obaj roszczą sobie prawa, a ona nie ma nic do gadania; znowu potrzebny był wypadek, żeby dodać dramaturgii; znowu ludzie ze sobą nie rozmawiają albo ciągle kłamią albo są wobec siebie absolutnymi gnojami, bo wszyscy sobie wszystkiego zazdroszczą; znowu potrzeba gorącego seksu czyni mężczyzn dzikimi zwierzętami; no i znowu pani Kasia musiała kogoś obrazić, bo przecież bez tego jej książki się obejść nie mogą (tym razem dehumanizujemy prostytucję i nie mam zamiaru dalej o tym opowiadać, bo to jest tak żenujące i krzywdzące, że aż brak mi słów).


    Szkoda, bo początek książki jest napisany zadziwiająco ciekawie i nawet Michalak udało się przykryć swój brak empatii. Myślałem, że może tym razem chociaż warsztat będzie dobry. Niestety im dalej tym bardziej wyłazi to, co ona chyba lubi robić najbardziej - forsować swój własny, niemający nic wspólnego z rzeczywistością obraz świata, w którym nie ma miejsca dla myślących inaczej. I właśnie z tego powodu krytyka jej książek jest łatwa. Trochę powieści Katarzyny Michalak czytałem i wierzę, że ona to robi wszystko na poważnie, bo nie da się ciągnąć jednego żartu tak długo i w taki sam sposób. A z rzeczy zabawnych - wiedziałeś, mój drogi czytelniku, że statek Nostromo z kultowego filmu Alien był wystrojony dokładnie jak dom lalki Barbie? Dzięki pani Kasi już wiesz!


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka