„To”
Historia dzieje się na dwóch płaszczyznach czasowych - obserwujemy grupę bohaterów nazwanych Klubem Frajerów gdy są dziećmi i stają do walki ze złem kryjącym się w miasteczku Derry oraz prawie trzydzieści lat później, gdy wracają do domu z dzieciństwa, by jeszcze raz pokonać To, ale tym razem już na zawsze. Można było się obawiać tej konwencji - towarzyszymy bohaterom, którzy przypominają sobie w miarę rozwoju historii wydarzenia z przeszłości. Jednak nic tutaj się nie plącze i jestem pod wrażeniem jak King zgrabnie wplata przeszłość do teraźniejszości. Dzięki temu historia pozostaje całkiem zrozumiała. A ta nie jest niczym niezwykłym. Horror pełną gębą a do tego cała masa patologii no i to bardzo dziwne zakończenie. Nie jest złe, ale żeby jakieś szczególnie dobre to też nie bardzo. Jeśli nie poczujesz tego świata, to na pewno się zaskoczysz w najgorszy możliwy sposób.
Należy zauważyć, że książka jest bardzo długa i przez to niestety jest bardzo dużo przegadanych fragmentów albo zupełnie niepotrzebnych momentów. I to się naprawdę czuje w czasie czytania. Domyślam się, że autor chciał zrekompensować to czytelnikowi dawką strachu oraz metaforyką powieści. I tak jak z tym drugim radzi sobie bardzo dobrze (jednak w pewnym momencie zbaczając w bardzo niebezpieczne strony, o których może nie będę tutaj wspominał), to jeśli chodzi o wywoływanie grozy mam pewien problem. Nieraz trafiają się ciągi, w których obserwujemy kolejno naszych bohaterów, którzy przeżywają przerażające spotkania z Tym, przyjmującym różne formy (najbardziej efektowną pozostaje klaun Pennywise) i to działa tak do trzeciego razu, ale gdy po raz kolejny autor oczekuje, że będę się bał a wiem, że tym dzieciom się nic nie stanie, to ja bardzo przepraszam, ale nie czuję żadnego zagrożenia. I nie jestem w stanie, dlatego z początku To potrafi przerazić, ale im dalej, tym gorzej. Mimo tego powieść trzyma w napięciu, więc nie jest źle.
Jestem strasznie zawiedziony bohaterami. Mamy siódemkę Frajerów, z których prawie każdy ma jedną wyróżniającą cechę, czyniącą go przegrywem życiowym. I to jeszcze nie jest problemem, gdyby nie to, że to jedyna cecha charakteru danej postaci. Ben jest gruby. Bev jest dziewczyną. Eddie ma astmę. Stan jest Żydem. Bill jest jąkałą. Mike jest ciemnoskóry. Tylko Roddie, który nosi okulary ma jakiś charakter, bo jest bardzo wygadany i odzywki jakie z siebie wypluwa potrafią być naprawdę udane. I niech mi nikt nie mówi, że przecież Eddie jest maminsynkiem, bo zdałem sobie z tego sprawę dopiero po zakończeniu lektury i równie dobrze mogłoby tego nie być. Albo, że Bill to lider grupy. Przecież ktoś musiał stanąć na czele Frajerów a moim zdaniem i tak lepiej nadawałby się do tego Ben. Co prawda główni bohaterowie nie są jakoś szczególnie ciekawi, to jednak King bardzo dużo miejsca poświęcił na ich przedstawienie oraz wiarygodne pokazanie procesu ich wzajemnego się poznawania. Wypadło to naprawdę świetnie. Natomiast cała reszta postaci jest tak przerysowana, że to już nawet nie jest śmieszne, a irytujące. Wiem, że to jest fabularnie wytłumaczone, ale King oczekiwał chyba, że będę traktował Henry’ego Bowersa oraz Toma Rogana jako realne zagrożenia. Nie wyszło, byłem w stanie zdobyć się na ponury śmiech przez łzy. Za duże stężenie patologii. Mamy też Audrę, ale ona służy tylko do tego, żeby ją uratować, więc nie mam o niej nic do powiedzenia.
Ostatecznie To jest po prostu za długie. Nadal polecam, bo można zżyć się z Frajerami no i powieść potrafi wzbudzić grozę. Na pewno nie jest źle, ale też nie dobrze.
Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.
Komentarze
Prześlij komentarz