„Przyjaciele” rozwiązują swoje problemy, a potem zaczynają sprzątać

    To chyba pierwszy raz, gdy Grzegorz Kasdepke zdecydował się napisać pełnoprawną powieść, a nie te krótkie historyjki. I teraz mógłbym zadać pytanie czy to dobrze, jednak pewnie wszyscy dobrze wiemy, że takie retoryczne zapytania są głupie i nikomu niepotrzebne. Jednak nie można skończyć na panu Grzegorzu, bo jest on w końcu jeno współautorem książki. Obok niego dumnie stoi Mira Stanisławska -Meysztowicz, dla której chyba jest to debiut. W każdym razie jak autorzy sami napisali, są przyjaciółmi i książkę napisali dla przyjaciół, czyli dla czytelników. Szczerze mówiąc, dziwnie się czuję, skoro obcy mi ludzie, którzy nigdy mnie nie spotkali, uważają mnie za przyjaciela. A teraz porzućmy ten męczący, nieśmieszny humor i przejdźmy do recenzji.


    Do kamienicy przy Śródmiejskiej 15 w Warszawie wprowadza się rodzina Bujnowiczów, jako iż głowa rodziny dostała tutaj mieszkanie (ojciec jest naukowcem, biologiem). Dla małej Ani jest to niezbyt miłe przeżycie, bo dziewczynka musiała porzucić piękny dom na wsi i swoich dziadków na rzecz szarej, brudnej i kompletnie pozbawionej zieleni metropolii. Bujnowiczowie wchodzą z pełną parą w życie kamienicy i poznają jej mieszkańców, a czytelnik robi to razem z nimi. Kilka dzieciaków, burkliwy dozorca, niesforny pies, no i generalnie ludzie z problemami, jak to w życiu. Fabuła kręci się wokół osobistych wątków bohaterów i są one naprawdę fajnie poprowadzone. Przyjaciele zawsze wydawali mi się mądrą książką, a kiedy wreszcie przeczytałem ją jako dorosły, doceniam ją pod tym względem jeszcze bardziej, bo niektóre rozterki danych postaci są po prostu świetne opisane. Niestety bardzo szybko wychodzi sympatia Grzegorza Kasdepke do krótkiej formy, którą tak lubi uskuteczniać - mimo iż Przyjaciele bez wątpienia są powieścią, to jednak bardzo blisko jej do zbioru opowiadań, co niezwykle silnie uwidacznia się pod koniec. W ogóle jest tu trochę przeskoków czasowych i chciałoby się, żeby autorzy rozwinęli pewne elementy, pokazali więcej relacji między bohaterami. Jasne, ja potrafię sobie to dopowiedzieć, jednak więcej takich rzeczy tylko by się tej książce przysłużyło. Szczególnie, że pod koniec nagle wychodzą na jaw jakieś kuriozalne relacje rodzinne i jest to tak błyskawiczne, że nie dałoby się tego nie zauważyć. Finał zapowiada kontynuację… ale nie wstrzymywałbym oddechu.


    Wprawdzie chwalę tutaj Przyjaciół, jednak książka ma jedną, bardzo dużą wadę, obok której nie mogę przejść obojętnie. Współautorką tej powieści jest Mira Stanisławska-Meysztowicz. Mój egzemplarz informuje, że owa pani zainicjowała i prowadzi społeczną kampanię ekologiczną “Sprzątanie świata” i została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za działalność na rzecz społecznej edukacji ekologicznej. No i to w tej książce widać. Ekologiczne motywy są wprowadzane początkowo dość zręcznie, ale pod koniec po prostu się nimi strzela w twarz czytelnika, a zły, mroczny antagonista, który niszczy przyrodę i znęca się nad zwierzętami jest tak zły, jak to tylko możliwe. To jest o tyle śmieszne, że już ukazywanie negatywnych cech charakteru głównych bohaterów wyszło autorom świetnie. Po prostu te rzeczy wyglądają, jakby momentami były wciskane na siłę.


    No i taka jest ta książka. Generalnie trzyma bardzo dobry poziom i polecam ją każdemu. Szkoda, że nie jest dłuższa i bardziej dopracowana, bo na przykład taki Jacek bardzo na tym traci. Ale trudno. Przyjaciele to fajna powieść.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka