„Emancypantki” przedobrzyły

    Czytanie Bolesława Prusa jest dla mnie czynnością bardzo przyjemną, nawet jeśli nie wszystko zawsze mi pasuje. Ale generalnie pasuje, poprzednie książki pana Głowackiego bardzo mi się podobały, a Lalka jest w końcu powieścią wybitną, zresztą taka Placówka nie jest w niczym gorsza. I oto kolejna cegła, czyli Emancypantki, po które naprawdę długo ciężko mi było się zabrać, książka leżała na biurku i patrzyła na mnie krytycznie jakiś rok, ale wreszcie przyszedł na nią czas.


    Główną bohaterką tej ogromnej książki jest Magdalena Brzeska, która jest postacią dobrą, serio. Oczywiście ma swoje cechy, ale celem Prusa było danie czytelnikowi do zrozumienia, że Magda to osoba dobra, bez dyskusji. I to jest najważniejszy, największy problem Emancypantek, jako iż panna Brzeska jest po prostu nudna i w związku z tym po pewnym czasie człowiek zaczyna się poważnie nudzić. Nie pomaga objętość książki, Prus napisał naprawdę długą powieść, ale naiwność Magdy nie pozwala się tym cieszyć. Lalka też była długa, ale tam mieliśmy naprawdę fascynującego protagonistę w postaci Stanisława Wokulskiego, a śledzenie losów Brzeskiej w ogóle nie interesuje. Autor chyba próbował skupić moją uwagę na pozostałych, już ciekawszych bohaterach, ale to co trzyma mnie przy książce, to główny bohater, a ta w Emancypantkach jest nieudana. A wracając do fabuły, to jest ona taka sobie. Jako iż oparta została na losach postaci, a te nieszczególnie mnie zaciekawiły, to nieszczególnie mnie zaciekawiła. Jest też ten motyw z emancypacją kobiet i że Prus momentami naprawdę kuriozalnie do tego podchodzi, ale nie mam na ten temat nic do powiedzenia. Chociaż w sumie trochę bawią te fragmenty, gdy kobiety mają siedzieć w domu, bo są delikatne i czułe i takimi cechami mają się szczycić. Warto również zaznaczyć, że ja znałem zakończenie tej książki, ale kiedy już zbliżałem się do końca, byłem pewien, że jednak go nie znam, ponieważ w pewnym momencie historia stanęła w miejscu. No ale faktycznie, skończyło się tak, jak mi powiedziano. Brawo, panie Prus.


    Emancypantki są po prostu za długie, po połowie zacząłem odnosić wrażenie, że ta historia zmierza donikąd i się ciągnie, ciągnie i nie chce przestać, a ja chciałem już to cholerne zakończenie. Najgorsze jest to, że ten finał był oczywisty i powinien nadejść o wiele wcześniej. I naprawdę jestem z tego powodu zły, ponieważ pierwsza część tej książki jest wybitna. Na początku głównym bohaterem właściwie jest pani Latter, mająca problemy finansowe i niedojrzałe dzieci właścicielka pensji i cały jest wątek jest doskonały, to Bolesław Prus u szczytu swoich umiejętności pisarskich, to doskonale wykreowana i napisana postać. A potem jej historia dostaje zakończenie i trzeba się męczyć z Magdaleną Brzeską, a niejaka panna Howard, nieco zbyt waleczna i irytująca, ale o szlachetnych intencjach emancypantka, staje się parodią samej siebie.


    Podsumowując Emancypantki mnie rozczarowały. To książka, która do pewnego momentu jest wybitna, od której nie da się oderwać. Niestety w pewnym momencie Prus zaczyna wydłużać tę opowieść, przez co kończy się ona fatalnie. Polecam do pewnego momentu, a kiedy się znudzisz, zakończ lekturę. Szkoda. Emancypantki okazały się czarną plamą w spisie dzieł Bolesława Prusa i oby mu się taki wypadek więcej nie przytrafił.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka