Nastała „Fundacja”, bo kres cywilizacji jest bliski

    Piękne otaczanie się klasyką jest tym, czego nie pochwalam. Ale to dlatego, że większość tych słynnych wielkich książek, jakie miałem przyjemność lub nie przeczytać nie prezentowało sobą aż tak wysokiego poziomu. Momentami poziom był wręcz niski. Jednak nie wykluczam tego, że może mam po prostu niskie kompetencje literaturoznawcze, w końcu brak mi wykształcenia w tym kierunku. Z tego właśnie powodu jestem prostym człowiekiem, który woli coś prostego, byle tylko dobrze się czytało i mnie nie obrażało. A co do Fundacji, to oczekiwałem zachwytu, czyli zrobiłem coś, czego absolutnie nie powinienem, bo nastawianie się może przynieść rozczarowanie.


    Upraszczając można powiedzieć, iż książka opowiada o upadku i narodzinach. Otóż wielkie Imperium Galaktyczne, trwające od lat, chyli się ku upadkowi. Ten, trwający lata proces przewidział za pomocą psychohistorii Heri Seldon, wybitny naukowiec i matematyk. Za swoje herezje zostaje wygnany i skierowany na planetę, gdzie razem ze swoim wielotysięcznym zespołem ma opracować Encyklopedię Galaktyczną, z dala od serca Imperium. Jednak pozorna przegrana Seldona jest jego wielką wygraną, ponieważ właśnie ta nowo założona Fundacja ma stać się w przyszłości ratunkiem przed wieloma latami upadku cywilizacji. Tego procesu nie można zatrzymać, jednak można zminimalizować jego negatywne skutki. Największym problemem tej książki jest sama struktura, ponieważ nawet gdybym już nie wiedział, że to w sumie zbiór opowiadań, to i tak bym się tego domyślił. Jednak w tym wypadku taka konstrukcja ma sens, ponieważ Fundacja to jest jeden wielki proces - przewidziany, starannie zaprojektowany i skutecznie realizowany. I to jest absolutnie niesamowite. Nie jestem w stanie wyrazić jak zafascynowało mnie to, co Asimov tutaj kreśli i co obiecuje czytelnikowi. A tak poza tym wszystkim, to te opowiadania są połączone w tematyce i składają się na spójną całość.


    To nie jest science fiction, które skupiałoby się na rozwoju nauki i tak dalej. Niby są tu statki, broń i technologie, jednak to procesy społeczne i zachowania ludzkie są na pierwszym planie. Wprawdzie coś takiego mogłoby być pretensjonalne, jednak Asimov świetnie pisze, czyta się to szybko i z rosnącym zainteresowaniem. Dzięki temu, że autor porusza tu takie a nie inne tematy, Fundacja nie miała okazji się zestarzeć. No i skala jest ogromna! Jestem bardzo ciekaw, co Asimov jeszcze mi pokaże.


    Mimo zachwytów trzeba wspomnieć o tym, co jest konsekwencją formy zbioru opowiadań. Ta książka nie ma głównego bohatera, przez co pod koniec byłem już trochę niezadowolony. Zwykle coś takiego bardzo by mi przeszkadzało, jednak tutaj za głównego bohatera można uznać sam proces upadku Imperium i narodzin Fundacji. Jeśli spojrzeć na to z tej perspektywy, to nie powinieneś być rozczarowany, potencjalny czytelniku. W każdym razie ja nie byłem. W tym wypadku zdystansowanie się do prezentowanych wydarzeń jest, przynajmniej mam takie wrażenie, wręcz wskazane, więc może i ta forma pomaga w odbiorze. Albo po prostu autor napisał doskonale i to wystarczyło, żebym był usatysfakcjonowany.


    Z przyjemnością mogę zapisać na kartach internetu, że Fundację Isaaca Asimova mogę polecić każdemu, bo świetna jest to lektura, a zapowiada jeszcze lepsze rzeczy. Takie matematyczne spojrzenie na rzeczywistość jest czymś, co do mnie zawsze przemawiało, jeśli sam jesteś chętny się zapoznać z czymś takim, to sięgaj bez wahania. 

 

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka