Nasza „Kawiarenka pod Różą” tylko w wyobraźni, ale marzenia lubią się spełniać

    Wszyscy, a przynajmniej ja tak uważam, drżymy przed nieokiełznanym talentem pisarskim Katarzyny Michalak, której umiejętność odnajdywania się w najróżniejszych gatunkach literackich zachwyca tych wszystkich legendarnych mistrzów pióra, o których tyle słyszymy. Jednak oni są gdzieś tam daleko, nieosiągalni dla zwykłych śmiertelników, a pani Kasia jest tutaj, dla nas. Ponadto nie tworzy ona książek skomplikowanych, przeznaczonych dla inteligentów, a urocze i ciepłe opowieści dla normalnych ludzi. Co więcej, jej robota jest bardzo prosta, każdy potrafiłby napisać to, co ona. Uważam wręcz, że ja napisałbym lepiej.


    Pisząc Kawiarenkę pod Różą Michalak nie wymyślała koła na nowo, a sięgnęła po znane i sprawdzone motywy. Tak więc po raz kolejny naszą główną bohaterką jest młoda, urocza, niezależna i odważna dziewczyna, która jak zawsze wyjeżdża do małego miasteczka (wymiennie może to być zaciszna, wiejska okolica czy coś w tym guście), żeby jak zawsze objąć uroczy, własny kawałek podłogi, zapoznać się z przemiłymi sąsiadkami, poznać tajemniczą milczkę, która skrywa mroczny sekret oraz wyrachowaną sukę, której jedyną wadą jest to, że chce robić karierę. Znamy bardzo dobrze te motywy i ich nie szanujemy. I ja się śmieję, że fabuła tej książki to jest kurwa mać dokładnie to samo co zawsze, bo najwidoczniej pani Kasi się od tych słodkości, których się nażarła przy pracy nad Kawiarenką pod Różą, już mózg kompletnie się rozpłynął, ewentualnie zapomina o swoich historiach szybciej niż ja, któremu ostatnio te powieści Michalak w głowie nie zostają. Śmichy-chichy, ale to wbrew pozorom nie jest problem tej… powieści. Otóż jej większą część stanowią przepisy kulinarne na słodkości, pyszności mniam mniam, będę miał czym ugościć przyjaciółki, kiedy do mnie przyjdą na podwieczorek (nie przyjdą). No fajnie, ale to nie jest przecież książka kucharska czyż nie? A poza tym to jaki związek mają te przepisy z fabułą? Niby Amelia (główna bohaterka jakby co, ale imię nie ma znaczenia, możemy ją określić jako Michalakverse main female) je pamięta, ale w takim razie ma bardzo szczegółową pamięć do takich rzeczy. Co do jakości samych przepisów, to się nie wypowiadam, natomiast zastanawiam się, ile w nich jest pracy pani Kasi, jako iż ta w podziękowaniach wspomina Nataszę Sochę i Monikę Paluszkiewicz z bloga chilifiga.pl. I ktoś może powiedzieć - co, nie wolno? Wolno… ale te przepisy stanowią zdecydowaną większość Kawiarenki pod Różą, więc pojawia się zasadnicze pytanie - czy tylko i wyłącznie Katarzyna Michalak ma prawo nazywać się autorką tej książki? Jednak to są dywagacje pozbawione podstawy. Chyba nikt nikogo nie pozywał w tej sprawie, a przynajmniej ja o niczym takim nie słyszałem.


    Jeśli pominiemy przepisy, jest to kolejna głupia, naiwna i pozbawiona jakichkolwiek charakterystycznych elementów opowieść z fabryki Katarzyny Michalak. Nie wiem, ja się nie znam, może są ludzie, którzy uwielbiają czytać ciągle to samo, napisane za każdym razem tak samo, bez żadnych zaskoczeń. Było macanko dokonane ojcowskimi rękoma? Doskonale, trudny temat odhaczony. Słodki koteczek o słodkim imieniu? Nie mogło być lepiej. Kawiarenka pod Różą jest chyba najbardziej bezczelnym z projektów tej, jak poinformował mnie egzemplarz recenzowanej książki, jednej z najbardziej wszechstronnych polskich pisarek. W tym wypadku „wszechstronność” oznacza najwidoczniej „skłonność do nieustannego, ciągłego sięgania po te same, ograne już do porzygu motywy, postacie, lokacje i wątki”.


    A właśnie - w książce nie ma żadnej kawiarenki.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka