„Gracze” pląsają w świecie Elżbiety Drzewińskiej

    Biorąc pod uwagę to, że Gracze nie ukazali się (mówiąc delikatnie) specjalnie długo po Agnieszce, pewnie nie należało liczyć na to, że Drzewińska będzie miała lepszą formę. Mimo to liczyłem na to, że będzie to jednak coś innego, bo w końcu wydawanie podobnych do siebie powieści w tak krótkim odstępie czasowym wydawałoby się trochę bezsensowne. A skoro książka powinna być inna, to ma też szansę być lepsza. Albo gorsza, taka możliwość też się pojawiła. Co do samego tytułu, to nie mam o nim nic do powiedzenia. Jest i niech to wystarczy każdemu dociekliwemu czytelnikowi, który chciałby wiedzieć, jak też się zabawia pani Drzewińska. Jednak bez wątpienia jest ten tytuł ciekawszy niż nudna Agnieszka.
 
    Główną bohaterką i jednocześnie narratorką jest Ewa, która prowadzi dość dzikie życie, jeśli wolno mi to w taki sposób określić. Po prostu nie ma w nim nic stabilnego - jej związek z ukochanym mężczyzną jest bardzo nieokreślony (ponadto on jest nadal pod butem swojej matki), rzuca się między różnymi kierunkami studiów, a jej największym marzeniem jest stać się pisarką, produkuje więc reportaże, artykuły, opowiadania i bardzo chce, żeby wydawnictwo wydało jej powieść. Jest też w tej obsesji strasznie nieprzyjemna, bo gdy temat schodzi na te jej wypociny, to nasza protagonistka zaczyna mieć każdego głęboko w dupie. Oczywiście świat nie jest Ewie przyjazny (tego należało się spodziewać, wiadomo), przynajmniej w tej podskórnej warstwie, bo jednak kobieta ma pieniądze i ja przez całą książkę zastanawiałem się, skąd ona je bierze. Cóż, może potrafi tak koncertowo urabiać ludzi, to zresztą dość prawdopodobne. W każdym razie fabuła się toczy całkiem sprawnie, ale zakończenie jest koszmarne i w sumie niczego nie kończy. Nie sądzę jednak, żeby Elżbieta Drzewińska planowała kontynuację, także to idzie na duży minus dla Graczy.

    Książkę świetnie się czyta, widać tutaj znany z Agnieszki styl i bardzo dobrze. Dialogi są świetne. Niestety ponownie Drzewińska nie potrafi dobrze zaznaczyć upływu czasu, chociaż trzeba uczciwie przyznać, iż nie jest to tak duży problem jak w poprzedniej powieści pani Elżbiety. Nadal jednak istnieje. Zdaję sobie sprawę, że wielu czytelników nawet tego nie zauważa, ale to nie jest żadne moje czepialstwo, mi to naprawdę bardzo przeszkadza. Stężenie patologii jest mniejsze niż w Agnieszce i całe szczęście, gdyż dzięki temu książka sprawia o wiele lepsze, wiarygodniejsze wrażenie.


    W zasadzie Gracze to jest taka książka, o której nie mam za dużo do powiedzenia i to może trochę widać w tej recenzji. Kręci się wokół środowiska pisarskiego, ale tak naprawdę to Ewa do niego nie należy, więc należałoby to określić raczej jako kręcenie się wokół kręcenia się wokół środowiska pisarskiego. W takiej formie sprawdza się okej, ale to tylko tyle. Nie sądzę, żeby Gracze zapisali się w mojej pamięci na dłużej, a szkoda, ponieważ warsztat Elżbiety Drzewińskiej jest na tyle dobry, że wierzę, iż ona jest w stanie napisać wybitną powieść. No cóż, może kiedyś, ale na pewno nie tym razem. Mimo w nią wierzę i może w przyszłości sięgnę po kolejne jej powieści. Jeśli chcesz przeczytać Graczy, to czytaj śmiało, książka jest krótka i lekko napisana. A ja będę czekał na objawienie.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka