„Półmrok” to przykład książki kuriozalnie wręcz beznadziejnej

    Czasami jest tak, że kiedy wpisuje się w wyszukiwarce internetowej jakąś książkę i nie wyskakuje prawie nic, a o autorze to już kompletnie informacji brak, to można być lekko zaniepokojonym co do jakości danej książki. Ja tak miałem z Półmrokiem Anny Stuczeń. Ale dobra, bo to przecież jeszcze nie musi nic oznaczać, prawda? Prawda?


    Kara nie jest zwykłą dziewczyną i to nie dlatego, że nie ma rodziców, a mieszka z ciotką i rozkapryszoną, głupią kuzynką. Kara jest bowiem półwampirem! I teraz pewnie zastanawiasz się, drogi czytelniku - ale czemu? Jej ojciec był wampirem. Kara w pewnym momencie dostrzegła u siebie żądzę krwi, więc odpaliła komputer i znalazła potrzebne jej informacje. A poza tym Kara w nowej szkole spotkała bardzo przystojnego, tajemniczego Willa, którym się zainteresowała, bo nie może mu czytać w myślach… ale dość już tego. Przecież nikt poważny nie wydałby książki, która tak bezczelnie zrzyna ze Zmierzchu Stephenie Meyer, czyż nie? W końcu takie fanfiki to ja sobie mogłem pisać w podstawówce, włożyć do szuflady i pozostawić je tam aż do liceum, kiedy to bym je wyjął i całkowicie zażenowany wyrzucił. Niestety właśnie tak wygląda historia Półmroku. Will oczywiście okazuje się wampirem, który ma brata wampira, a ten brat ma partnerkę, która akurat jest wilkołakiem i bardzo polubi naszą Karę. Alice? Pierwsze słyszę. W ogóle to wampiry i wilkołaki walczą ze sobą od setek lat, ale spokojnie, to nie będzie miało żadnego znaczenia. Już Meyer zrealizowała ten pomysł lepiej. Ważniejsza jest walka z trzema wampirami pod koniec. Również brzmi znajomo? Finał zapowiada zakończenie, ale nie wstrzymywałbym oddechu.


    Biegnę uspokoić - lenistwo twórcze Anny Stuczeń nie jest jedyną wadą Półmroku. Przede wszystkim już od samego początku w oczy uderza wręcz prostacki styl autorki. Te moje podśmiechujki z podstawówkowych fanfików były celowe, ponieważ ta książka naprawdę jest tak napisana. Tutejsze dialogi są tak żenujące, sztuczne, że nie wierzę, iż miałaby je napisać dorosła osoba. Ludzie po prostu tak nie rozmawiają i naprawdę wystarczy przeprowadzić w swoim życiu parę rozmów, żeby się o tym przekonać.


    Kolejnym problemem są bohaterowie. Tego, że Kara nie ma żadnego charakteru, pewnie można się było domyślić. Edward… to znaczy Will jest nadopiekuńczy, to też oczywiste. Romans się rozwinął, bo tak chciała Stuczeń. Może autorka faktycznie jest nastolatką? Wtedy bym zrozumiał, czemu ta relacja tak wygląda. Ta cała kuzynka Tess jest okropna i ciągle marudzi, w sumie nie wiadomo dlaczego. To znaczy niby jakiś powód jest, ale autorka nigdy nam go nie pokazała, a tylko o nim powiedziała. Czemu matka Kary nienawidzi córkę? Cholera wie. Czemu najlepsza przyjaciółka naszej protagonistki nagle nie chce jej znać, mimo iż rozumie jej decyzje? Cholera wie. Ach nie, nawet ta słynna cholera tego nie wie. Serio pytam - czemu ona tak się zachowuje? Ponieważ bohaterowie Półmroku nie myślą, nie da się ich traktować poważnie, a jeśli połączymy to z tymi kuriozalnymi dialogami, otrzymujemy przepysznie śmieszną lekturę. Chciałem wytknąć jeszcze jedną wadę, ale na moment zwróciłem swoją uwagę na coś innego niż Półmrok i już wszystko mi wyparowało z głowy. Najwidoczniej taki jest skutek pisania czegoś, co się nie wyróżnia.


    Podsumowując jest to książka zła pod każdym względem. Nie polecam. I niech nikt mnie nie pyta, jak działa świat wykreowany przez Stuczeń, bo nie mam pojęcia. Ej, wydawnictwo Novae Res - wydajcie moje fanfiki, są lepsze od tego czegoś, czego recenzję właśnie kończę!


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka