„Wstęgi Aleru” to senna obietnica Kresa

Ja coś tam pisałem w recenzji Serca Gór, że chciałbym się zachwycić Grombelardzką legendą i tak dalej, że chciałbym, żeby przy okazji Wstęg Aleru było tylko lepiej i żeby te de facto opowiadania w końcu połączyły się w opowieść z mocnym motywem przewodnim. No i to ostatnie faktycznie się stało i w kontekście Wstęg Aleru mój odbiór Serca Gór jest teraz pozytywniejszy. Jednakże nie oznacza to, że przedmiotowa powieść nie ma swoich własnych problemów i że nie wywołuje moich wątpliwości co do całej twórczości Feliksa W. Kresa.

Ja podejrzewałem, o czym ostatecznie okaże się Grombelardzka legenda i jaka będzie w tym wszystkim rola sępów, bo w pewnym momencie już wiadomo było, że jakaś musi być. Mimo to Kres i tak zaskakuje nietypowymi rozwiązaniami. A przede wszystkim zaskakuje swoim bardzo specyficznym sposobem prowadzenia historii, tak bardzo chaotycznym i skokowym, jak to tylko możliwe. Z jednej strony to wada, bo człowiek się męczy, ale z drugiej dzięki temu autor zmusza swojego czytelnika do uwagi, dzięki czemu nakierowuje go na wyłapywanie skojarzeń i wyciąganie wniosków. Ja mam taki problem, że Kres jest mistrzem kreowania atmosfery, ale chyba nie chce przedstawić czytelnikowi w jasny sposób, do czego zmierza. To jest o tyle dziwne, że w Królu Bezmiarów czy Północnej Granicy tak nie było, Grombelardzka legenda się tutaj wyróżnia - na minus. Jestem pewien, że znajdzie się wielu entuzjastów takiego sposobu prowadzenia historii, tak samo istnieją zarówno miłośnicy jak i przeciwnicy sposobu opowiadania Andrzeja Sapkowskiego. Także fajnie, że dostaliśmy coś innego, może następnym razem znowu się zachwycę?

Ale teraz muszę wskazać na coś, co na tym etapie już mnie poważnie denerwuje - kreacja bohaterek. Kres uwielbia kobiety, w każdej jego książce pełnią one główne role. No ale ileż można? W Grombelardzkiej legendzie jest tyle ważnych kobiet, a żadna z nich nie ma żadnych charakterystycznych cech, które pozwalałyby mi je łatwo odróżnić na przykład po sposobie mówienia, po sposobie myślenia! Jasne, bohaterowie Kresa są bardzo ludzcy, mają bardzo przyziemne, łatwe do zaakceptowania motywacje, są zmienni i nielogiczni tak, jak są prawdziwi ludzie. No ale ja jako czytelnik muszę mieć jakiś powód, żeby śledzić ich losy, żeby chcieć coś o nich wiedzieć. Kaga i Karenira mnie fascynowały, ale tylko dlatego, że zostało mi to z Serca Gór. We Wstęgach Aleru o wiele ciekawsi byli mężczyźni, niestety Kres nie daje im wystarczająco dużo miejsca. To mnie wręcz denerwuje, bo czuję się, jakby autor celowo ucinał fabułę w tych momentach, które mogłyby być najbardziej interesujące.

Co do sposobu, w jaki książka się kończy - ja bardzo przepraszam, ale czy Północna Granica nie kończyła się w tożsamy sposób? Król Bezmiarów trochę też, na bogów, nawet Strażniczka istnień (chociaż tam akurat zapowiedź zmian była realna i satysfakcjonująca)! Nie można cały czas robić tego samego! Po przeczytaniu Grombelardzkiej legendy odnoszę wrażenie, że przez cały czas autor mnie kusił obietnicami, których nie dotrzymał. I żebyśmy się źle nie zrozumieli - ja jestem zafascynowany Szererem, całym światem, jego spójną konstrukcją i wiarygodnością. To wszystko autor robi doskonale, ale co nam po znakomitym świecie, skoro historia tak bardzo nie domaga?

I nie, ostatni fragment tej powieści nie poprawia sytuacji. Jeśli już, to wręcz przeciwnie - może zirytować i zniesmaczyć. Nie mnie, ale ostrzegam. Ostatecznie mam nadzieję, że opowieść o Wstęgach Aleru nie jest tylko bajdurzeniem szaleńców. Niech ten świat w końcu zacznie się zmieniać! I niech mi ktoś nie mówi, że ej ej, przecież faktycznie w tej książce w Grombelardzie źle się dzieje, bo to w ogóle nie jest dla mnie przekonujące, tego absolutnie nie czuć. A poza tym Grombelard to przecież i tak tylko deszcz i wiatr. I krew.

Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Księżniczka z lodu”, który wreszcie pękł

Wpaść do „Studni Wstąpienia” i sobie głupi ryj rozwalić

„Mówca Umarłych”, czyli piękna kontynuacja