„Serce Gór” - poszukiwanie sensu pisania recenzji połowy książki

Nie ukrywam, że po Grombelardzkiej legendzie dużo sobie obiecywałem, bo słyszałem, że to najlepszy tom Księgi Całości. No i na pewno można stwierdzić, że jest wyjątkowy, inny, co sprawia, że wszystkie trzy pierwsze części wyróżniają się i zapewniają inne doświadczenia czytelnicze, co się bardzo ceni. No ale z poziomem już jest inaczej. Serce Gór wzbudziło we mnie dość sprzeczne odczucia. I trochę sobie o tym porozmawiamy.

Ciężko jest mi opisać fabułę i tutaj pojawia się pierwszy, największy problem tej książki. Przy jej czytaniu nie sposób zapomnieć o tym, że pierwotnie Feliks W. Kres napisał opowiadania, które potem przerobił na powieści. Serce Gór jest de facto zbiorem opowiadań połączonym bohaterami - opowieścią, w której często przeskakujemy do przodu w czasie. I jak to bywa w prawdziwym życiu, między okresami prozy pojawiają się ekscytujące momenty, właśnie w taki sposób można też patrzeć na tę powieść. W każdym razie naszą główną bohaterką jest Karenira, pierwotnie żołnierka, wysłana do Grombelardu, by tam nauczyć żołnierzy strzelać z łuku. No ale wyszło kiepsko, ponieważ napatoczyła się na atak sępów. Karenira jest jednak osobą wyjątkową - wprawdzie wydłubano jej oczy, ale przeżyła a dzięki znanemu czytelnikom tego cyklu artefaktowi Geerkoto otrzymuje ona oczy umierającego dziesiętnika. Teraz, jako Królowa Gór, czy też Łowczyni, podróżuje po górach Grombelardu w swojej prywatnej, szaleńczej krucjacie przeciwko sępom. O tym jest pierwsza historia, a potem Kres ją rozwija. Co bardzo mi się podoba, to zaangażowanie bohaterów znanych z poprzednich książek, dzięki czemu teraz mamy już wrażenie, że czytamy cykl.

Tak jak wspomniałem, konstrukcja tej książki jest jej największą bolączką, ale byłbym ignorantem, gdybym zaczął na to jakoś szczególnie narzekać. Póki co wszystkie książki Kresa są ułożone w taki sposób, ale Serce Gór najbardziej. Czy mi się to podoba? Nie bardzo. Czy jest to wyznacznik stylu autora? Chyba tak i należy to uszanować, jeżeli chce się czytać jego książki i czerpać z nich jakąś przyjemność. Tak więc pozostałem rozdarty - z jednej strony konstrukcja “powieści” irytowała mnie cały czas, z drugiej intensywnie chłonąłem świat przedstawiony.

Bo chociaż Sercu Gór brak jest jednej, konkretnej historii, do której zmierzałyby wszystkie te mniejsze, to światotwórstwo jest po raz kolejny wyśmienite. Mamy tutaj dwa aspekty. Po pierwsze Kres pokazuje nam kolejny obszar Szereru - wyniszczony Grombelard, miejsce pełne starć wojsk Wiecznego Cesarstwa z rozbójniczymi bandami, bez żadnych większych miast. Nie ma tu jednak żadnych opisów, bo i tak nie byłoby czego opisywać. To tylko deszcz i wiatr. A po drugie dostajemy trzeci gatunek obdarzony świadomością przez Szerń - sępy. I po raz kolejny Kres prezentuje nam swoje fantastyczne istoty w sposób oryginalny. Sępy są bardzo specyficzne i chciałbym wiedzieć o nich więcej. Szkoda, że pewnie się tego nie doczekam. Cóż, trudno - tak zostały wykreowane.

Kiedy opisuję Serce Gór, nie umiem wyrazić, czemu nie sprawiło mi ono tyle przyjemności co Król Bezmiarów, Północna Granica czy Strażniczka istnień. Nie wiem, z czego to wynika. Może to brak spójnej opowieści, która by do czegoś zmierzała? Bo Karenira bardzo mi się podoba, chcę wiedzieć, jakie decyzje jeszcze podejmie. Pewnie to podzielenie Grombelardzkiej legendy na pół jest sednem moich wątpliwości. Kusi mnie, żeby napisać, że może w takim razie trzeba było zostać przy formie zbioru opowiadań, z tym że gdyby to faktycznie były tylko opowiadania, to chyba oceniłbym je negatywnie. Jako samodzielne historyjki mało wnoszą. Także mam nadzieję, że kiedy przeczytam Wstęgi Aleru, będę mógł powiedzieć, że rację mają ci wszyscy, którzy się zachwycili - powieścią.

Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Księżniczka z lodu”, który wreszcie pękł

Wpaść do „Studni Wstąpienia” i sobie głupi ryj rozwalić

„Przygody kapitana Hatterasa”, czyli Anglicy na lodowej pustyni