„Władca Pierścieni” 1/3 - „Drużyna Pierścienia”

    Z Władcą Pierścieni jest ten problem, że w sumie jest to jedna książka, trzy książki oraz sześć książek jednocześnie i dałoby się ułożyć to w każdy wymieniony sposób. Jednak ostatecznie dostaliśmy nie jedną pozycję, a trzy, więc niech powstaną trzy moje recenzje! Zdarzyło mi się parę razy czytać Drużynę Pierścienia, wprawdzie nie za dużo, jednak ze zdumieniem stwierdzam, iż pamiętałem ją naprawdę dobrze i to nie tylko przebieg wydarzeń, lecz także poszczególne dialogi oraz opisy. I niech to będzie przykładem tego jak bardzo owa powieść zapisała się w mojej pamięci.


    Książka jest kontynuacją Hobbita, chociaż chyba nie taką, jakiej spodziewali się fani. Ja nie wiem. Minęło wiele lat od czasów wyprawy Bilba do Samotnej Góry. Żył sobie on spokojnie, a że stary z niego był kawaler, obwołał swoim dziedzicem kuzyna Froda, który zamieszkał z nim pod Pagórkiem. Z biegiem czasu zew przygody znowu się z nim odezwał i ponownie wyruszył na wyprawę, zostawiając Frodowi między innymi Pierścień, który lata wcześniej odnalazł pod górami. Jednak świat się zmienił, a zło podniosło swój łeb w krainie Mordor. Na Froda spada ogromna odpowiedzialność, kiedy czarodziej Gandalf wyjawia mu przerażającą prawdę o tej niepozornej błyskotce, która należała kiedyś do Golluma - jest to Pierścień Władzy, Jedyny Pierścień należący do Mrocznego Władcy Saurona, który zrobi wszystko, by go odzyskać, jako iż tylko on pozwoli mu odzyskać dawną potęgę i zniewolić całe Śródziemie. Frodo z przyjaciółmi ucieka do Rivendell, ścigany przez służące Sauronowi Upiory, a tam zobowiązuje się do wyruszenia do samego Mordoru i wrzucenia Pierścienia do Góry Przeznaczenia, bowiem tylko tak można go zniszczyć. Razem z Frodem wyrusza tytułowa drużyna - jego przyjaciele hobbici Merry i Pippin oraz Sam (ogrodnik Froda, ale również wierny przyjaciel i pomocnik), czarodziej Gandalf, elf Legolas, krasnolud Gimli, wojownik z królestwa Gondor o imieniu Boromir oraz tajemniczy Strażnik Aragorn, prawowity władca Gondoru, dla którego ta wyprawa będzie również drogą do objęcia tamtejszego tronu. Opowieść Drużyny Pierścienia toczy się z jednej strony odpowiednio wolno, jednak jeśli ktoś wsiąknie w wykreowany przez Tolkiena świat, to pewnie zgodzi się, że książka jest raczej za krótka. Na pewno trzeba powiedzieć, że ta książka to głównie podróż, dużo tu opisów i nazw własnych, jednak nie sądzę, żeby można było się w tym pogubić. Tolkien nie przedstawia nam tego za dużo, tylko za mało, ale w ten dobry sposób. Chce się więcej, chce się od razu zabierać za kontynuację.


    Bardzo mi się podoba z jaką wrażliwością autor traktuje bohaterów. Łatwo dałoby się ich wpisać w jakieś schematy (chociaż kiedy Tolkien pisał Władcę Pierścieni, tych schematów chyba nie było, więc nie było się w co wpisać), ale nie, każdy tutaj ma charakter i takie postacie jak Gimli, Boromir, Aragorn czy Galadriela są fascynujące, ale to tylko przykłady, bo chyba dałoby się to powiedzieć o wszystkich. Tolkien nie opisuje za dużo przemyśleń, czy wewnętrznych rozterek, raczej pozostawia ocenę postaci czytelnikom, co było doskonałym zabiegiem, szczególnie jeśli chodzi o Froda. I to sprawia, że na pewno nie polecam nikomu czytać Drużyny Pierścienia w pośpiechu. Należy się nią delektować, myśleć o tym świecie, o lokacjach i postaciach, dać się zachwycić. Jest to wycieczka do niesamowitego, przemyślanego świata i jeśli dla kogoś brzmi to dobrze, to powinien sięgać w trybie natychmiastowym.


    Jeśli chodzi o jakieś różnice względem Hobbita, to Drużyna ma zupełnie inny ton, jest poważniejsza, chociaż tutaj też znajdziemy trochę humoru. Przy historii Bilba narzekałem na dialogi i tutaj jest o wiele lepiej, brzydkie monologi prawie się nie zdarzają… ale to może być kwestia tłumaczenia (czytałem przekład Cezarego i Marii Frąców), więc powstrzymam się od chwalenia.


    Mógłbym napisać, że Drużyna Pierścienia to jedna z najwybitniejszych opowieści, jakich doświadczyłem i że polecam ją każdemu, bo nie da się w takim krótkim tekście opisać moich zachwytów i należy zapoznać się na własną rękę. Mógłbym, jednak to tylko część historii i chyba z zachwytami należy w tym wypadku poczekać. Oby wysoki poziom się utrzymał.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka