„Słońce w mroku” zmierzchem
Edward Cullen jest wampirem. Wiem, nikt tego nie wiedział! W każdym razie do Forks przybywa nowa nastolatka, niejaka Bella (i tak należy się do niej zwracać!) i oszałamia ona naszego protagonistę i narratora. Właściwie to mogę sobie darować opis fabuły, bo wszyscy ją dobrze znamy. Jeśli czytałeś cały cykl Zmierzch, to nic cię tu nie zaskoczy. No i to jest ta podstawowa wada książki, w końcu jeśli już sięgamy po tę samą opowieść, ale z perspektywy Edwarda, to żeby poznać jego myśli, jego przemyślenia. A książka nic nam z tego nie dodaje.
Niestety ponieważ Edward słyszy myśli innych i potrafi w ogóle patrzeć przez oczy postronnych, autorka wykorzystuje tę moc do porzygu. No i tutaj pojawia się pytanie - kto tak naprawdę jest głównym bohaterem tej powieści? Edward ciągle myśli o tej biednej dziewczynie z Phoenix, a do tego jest (jak sam zauważa, chociaż nie dokonuje następnie korekcji swojego postępowania) obsesyjnym wampirzym stalkerem. Chodzi do Belli w nocy, patrzy na nią, chroni ją przed zagrożeniami, chociaż przecież ona mogłaby sobie tego nie życzyć. No i warto też wspomnieć, że ciągłe zaglądanie do myśli innych jest naruszeniem ich prywatności, a Edward w ogóle tego nie zauważa. Narzeka też, że nastolatki są niedojrzałe… ten gość ma sto lat na karku, Cullenowie ciągle obcują z ludźmi, a on przecież czyta w myślach. Powinien wiedzieć, że tak po prostu działają ludzie! Edward również przerzuca na Bellę odpowiedzialność za to, że chce ją zabić i wypić jej krew, bo przecież ona taka idealna, a nie powinna taka być… To wszystko tworzy nam obraz jednostki całkowicie antypatycznej, po prostu odrażającej. Ale że Bella jest taka empatyczna i dobra, to chyba dlatego się w nim zakochała. To jest ciekawe, ponieważ w oryginalnym Zmierzchu wcale taka nie była. Pewnie Meyer uznała, że której z tej dwójki musi być sympatyczne.
Nawet jeśli uznamy, że bohaterowie i fabuła nas nie obchodzą, to i tak nie warto po Słońce w mroku sięgnąć. Otóż książka jest za długa, ale to było wiadome od początku, wystarczy ją sobie porównać ze Zmierzchem. No i gdzieś tak do połowy czytało mi się przyjemnie, ale potem już kompletnie przestało mnie cokolwiek obchodzić. Bo ta książka nie ma w sobie nic. Może spodoba się fanowi twórczości Stephenie Meyer. I nawet nie chodzi o to, że to jest jakaś zła książka. Bo kogo tam obchodzi moralność postaci, czyż nie? Słońce w mroku jest po prostu niepotrzebne. Chciałem napisać jakieś śmieszki w tej recenzji, ale nie ma po co. Nie ma z czego się śmiać. Nie ma żadnych emocji. Oby Meyer nie napisała Księżyca w nowiu z perspektywy Edwarda.
Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.
Komentarze
Prześlij komentarz