Nie kocham „Dziewczyny, która kochała Toma Gordona”

    Chciałbym zaznaczyć, że nigdy nie przemawiały do mnie opisy przyrody w literaturze. Przez to nie umiałem się zakochać w Panu Tadeuszu, przechodzę obojętnie obok plastycznych opisów przyrody Słowackiego, a nawet myśląc o moich ukochanych Cierpieniach młodego Wertera, pomijam tak przecież istotną kwestię psychizacji krajobrazu. Wszystko to pewnie wynika z mojej fascynacji miastem. W każdym razie, to podejście odbiło się trochę na Dziewczynie, która kochała Toma Gordona. Nie wczułem się w atmosferę tej powieści.


    Patricia McFarland wybiera się razem z matką i bratem na wycieczkę po lesie. Ci jednak nie mają zamiaru zajmować się dziewczynką, a jedynie swoimi kłótniami. Przez to Trisha, gdy zostaje z tyłu, gubi się w lesie. I tak zaczyna się dramatyczna walka dziewczyny o przetrwanie. To, co trzyma ją przy życiu, to ciągłe myślenie o swoim idolu, zawodniku Red Soxów Tomie Gordonie. Jak można się spodziewać, ten pomysł został przez Kinga przekuty w naprawdę sprawną historię. Czytelnik towarzyszy Trishy podczas jej prób uratowania się, coraz słabszych kroków w poszukiwaniu cywilizacji i finału, który mnie naprawdę zawiódł. Był zbyt szybki i choć niezwykle satysfakcjonujący, to jednak autor nie popisał się w tym aspekcie.


    Zważywszy na moją niechęć do opisów przyrody, nie powinienem był w ogóle sięgać po Dziewczynę… bo większość czasu czytelnik spędza obserwując wszechobecny las. Wprawdzie są tutaj jeszcze inne wątki, ale nie wydają się one mieć większego znaczenia. Takie postacie jak rodzice głównej bohaterki czy jej brat mimo, iż mogłyby przedłużyć powieść, co w tym przypadku uznałbym za duży plus, nic nie znaczą. King pokazuje parę scenek z ich udziałem i to wszystko. Nic z tego nie wynika, wątki są jedynie napoczęte. Oczekiwałem, że coś z tego wyniknie, ale niestety się przeliczyłem. Na pewno warto przeczytać powieść dla obserwowania prób przetrwania głównej bohaterki. Wszystko jest opisane bardzo szczegółowo.To co mnie osobiście zaskoczyło, to niesamowita wytrzymałość małej dziewczynki.


    Co do elementów paranormalnych, to nie biorę ich pod uwagę, myśląc o tej powieści. Trisha ma dużo halucynacji i choć w powieści jest powiedziane, że ten Bóg pod koniec nie był wytworem wyobraźni dziewczynki, to ja w to nie wierzę. Wszystkie ukazujące się jej postaci traktuję wyłącznie jako majaki.


    Na sam koniec zostawiłem sobie kwestię zaznaczoną już w tytule tej książki. Trisha ma walkmana, dzięki któremu jest w stanie utrzymać choćby pozorny kontakt z cywilizacją. Puszcza sobie transmisje radiowe z meczów Red Soxów, zwraca jednak uwagę głównie na Toma Gordona. Może wynika to z faktu, iż sam nie miałem tak wielkiego idola w dzieciństwie jak Patricia, ale kompletnie nie kupiłem jej obsesji na punkcie Gordona. Było naprawdę blisko, żebym uwierzył, ale czegoś zabrakło. I uważaj na opis książki, bo ten z mojego egzemplarza kłamał. Mówił o rozgrywaniu jednego, decydującego meczu przez idola bohaterki, mimo iż Trisha słucha więcej niż jednej relacji komentatorów.


    Czy polecam Dziewczynę, która kochała Toma Gordona? Tak, to sprawna powieść, a jeśli nie lubisz lasów i chcesz się upewnić, że nigdy do żadnego nie wejdziesz, to przeczytaj. Na pewno nie zmienisz zdania. Jest też dobra do postraszenia nieposłusznego dziecka, albo takiego Czerwonego Kapturka. Mimo jakości powieści, sam jestem bardzo rozczarowany i to nawet nie dlatego, że spodziewałem się czegoś innego. Po prostu nie uważam lasu za przerażające samo w sobie miejsce.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka