Posty

Wyświetlanie postów z 2024

„Zamek z piasku, który runął” nie tylko po to, by dać nam jedną z najlepszych książek swojego gatunku

Obraz
Już sam tytuł tej książki jest masywnym spoilerem, z tym że to raczej nie problem, bo sądzę, że celem Larssona nie było trzymać czytelnika w niepewności co do tego, jak się ostatecznie zakończy ta cała afera wokół Aleksandra Zachalenki. Nie, to cały proces jest najważniejszy - dosłownie i metaforycznie. Poprzednia część trylogii była w pewnych aspektach bardzo nieudana i ostudziła mój zapał na czytanie dalej, dlatego minęło dość dużo czasu, zanim zabrałem się za Zamek z piasku, który runął. Po dramatycznym finale Dziewczyny, która igrała z ogniem, Lisbeth Salander i jej ojciec Aleksander Zachalenko zostają przewiezieni do szpitala. Oczywiście w wyniku kolejnych niekompetencji głupich mężczyzn przyrodni brat ucieka, a Lisbeth zostaje postawiona w stan oskarżenia. Skupieni wokół Zachalenki funkcjonariusze RPS/Säk rozpoczynają desperacką walkę, by tylko ich mroczne tajemnice nie wyszły na jaw - dla dobra Szwecji, chociaż tak naprawdę oczywiście tylko na ich własnego komfortu. Powstrzymać

„Kolor magii” dzisiaj nie miałby prawa się wydarzyć - mamy przecież internet

Obraz
Z pewnych powodów bardzo chcę polubić twórczość Terry’ego Pratchetta, także robię sprawne czytu, czytu! Jednak nie oznacza to, że jestem jakoś mniej krytyczny, bo nigdy nikt nie wykształ we mnie żadnego przekonania, że ten pisarz wielkim pisarzem był. Jednak tym razem faktycznie mamy do czynienia z czymś innym, bowiem oto pierwsza książka osadzona w Świecie Dysku, a to oznacza wejście do ogromnego świata, z którego nieprędko wyjdę, o ile kiedykolwiek - bo jednak poza czytaniem Pratchetta trzeba jeszcze żyć i czytać też inne książki, gorsze czy też lepsze. Oto Świat Dysku! Położony na barkach czterech gigantycznych słoni, które z kolei stoją na wielkim, sunącym przez przestrzeń żółwiu A’Tuinie, który zmierza do Celu. Może żeby parzyć się z innym wielkim żółwiem i doprowadzić pośrednio do zderzenia się dwóch światów? Któż to może wiedzieć, w końcu nawet płeć A’Tuina nie jest znana - nikt nie był w stanie spuścić się wystarczająco nisko poza krawędź dysku, by zweryfikować odpowiednie częś

Skonfrontowani z przerażającą pustką, „Pułapką Nieśmiertelności”

Obraz
Czwarta część przygód Felixa, Neta i Niki jest dla mnie wyjątkowa w ten sposób, że gdy pierwszy raz zapoznałem się z superpaczką, to był ostatni tom, który przeczytałem w całości. I nigdy nie byłem w stanie wyartykułować, na czym polega historia, a gdy po latach wróciłem do cyklu, to później również już nie pamiętałem, co się tu właściwie działo. I w ten sposób już od razu możemy przejść do największej wady, ale równocześnie pośrednio zalety Pułapki Nieśmiertelności - jej fabuła jest bardzo niekonkretna i tak, jak w poprzednich dwóch częściach łatwo jest opisać, co się tam dzieje, tak czwórce bliżej do jedynki. Z tym że jedynce było blisko do zbioru opowiadań, a część czwarta jest po prostu poprowadzona w taki sposób, że żeby ją porządnie opisać, trzeba byłoby zdradzić prawie wszystko. A czemu to również zaleta? Otóż jest bardzo dobrze przemyślana i zaskakująco smutna. Podczas imprezy halloweenowej Felix, po nieudanym podrywie, spotyka Ponurego Żniwiarza, który zleca przyjaciołom tajem

„Dysk” zabrał nam wszystkie możliwe do stworzenia „Warstwy wszechświata”

Obraz
W przypadku Ciemnej strony Słońca byłem bardzo krytyczny i nie mam zamiaru być tak ostry w przypadku Dysku czy tam Warstw wszechświata . Jednak na dobry początek skupmy się na tytule. W oryginale książka nazywa się Strata , co jest zabawne, błyskotliwe, generalnie doskonałe. Oczywiście ciężko byłoby to w jakiś sensowny sposób przełożyć, więc dostaliśmy Warstwy wszechświata i szkoda, że nie pozostawiono tego tytułu, bo oczywiście Dysk w kontekście Terry’ego Pratchetta jest o wiele bardziej chwytliwy, ale jest też przy tym dość leniwy i może wywoływać negatywne pierwsze wrażenia. Ze mną tak było, poprzednia książka Pratchetta miała przyjemny tytuł, a jak sięgał po Dysk , robiłem to raczej z przymusu. No, więc wreszcie dotarłem do momentu, w którym twórczość pana Terry’ego zaczęła zmierzać ku dziełu jego życia. W końcu dzisiaj właśnie tak się reklamuje tę powieść - że to tu pojawiły się pomysły, które zostały później rozwinięte w ramach Świata Dysku. Jednak czy warto Dysk przeczytać?

„Ucieczka z Festung Breslau” prosto na południe - czyli nie w łapy pana „The Holmes”a

Obraz
Jako że poprzednia powieść Andrzeja Ziemiańskiego była nawet całkiem ciekawa i przyjemna, z chęcią sięgnąłem po Ucieczkę z Festung Breslau , myśląc sobie, że skoro opis tej książki brzmi dość podobnie, to może Ziemiański w końcu znalazł sposób, by mnie zainteresować i przy sobie zatrzymać. No i co? No i nico, bo okazuje się, że Breslau Forever było tylko jednorazowym strzałem. A teraz wróćmy do starego narzekania. Bo niestety Ucieczka z Festung Breslau raczej przypomina te przedachajowe książki Ziemiańskiego niż chociażby Toy Wars . A napisałem niestety, bo oznacza to, że za parę dni od pisania recenzji już pewnie nie będę pamiętał, co się tutaj działo. Zbliża się koniec II wojny światowej, a to oznacza wielką reorganizację w III Rzeszy. W mieście Breslau Niemcy również przygotowują się na najgorsze - przybycie Sowietów. Jednak obok tego dzieje się też normalne życie, chodzi się do restauracji czy kradnie albo zabezpiecza, jak kto woli. Właśnie to drugie staje się punktem wyjścia dla

„Tato”, czyli po wszystkim syn i jego syn jadą w wybitnie skuteczną podróż

Obraz
Z najbardziej znanych powieści Williama Whartona chyba możemy wyróżnić Ptaśka oraz właśnie Tato . Ta pierwsza książka jest wybitna, także poprzeczka była postawiona wysoko. A tematyka taka dość niewesoła, jak można przypuszczać. Akurat tak się składa, że sam nie jestem w stanie się zbytnio odnieść do prezentowanych wydarzeń. Nigdy nie musiałem lecieć na drugi koniec świata do rodziny, a mój ojciec też ma się całkiem dobrze, także istniało ryzyko odbicia się, czy też niezrozumienia. A czy tak się ostatecznie wydarzyło? John jest już dojrzałym mężczyzną i mieszka we Francji. Niestety jego ojciec zaczyna mocno podupadać na zdrowiu, z związku z czym pomoc naszego bohatera i narratora jednocześnie jest konieczna - ten przenosi się więc tymczasowo rodziców do Los Angeles. Zmiana otoczenia i nawyków (na moim egzemplarzu wydawca napisał coś o przeobrażeniu wewnętrznym w kontakcie z wielkomiejskim światem zmiennych norm moralnych i gwałtownego rozwoju techniki, ale albo jestem głupi albo taki

„Kubuś Puchatek” o bardzo małym rozumku, ale wielkim doświadczeniu

Obraz
W przypadku dzieła Alana Alexandra Milne’a jestem w stanie, wbrew pozorom, podejść do niego z czystą głową. W dzieciństwie nigdy nie miałem za dużo do czynienia z Kubusiem Puchatkiem w jakiejkolwiek formie, a jeśli już miałbym coś wspominać, to raczej lekturę kontynuacji, która była moją pierwszą stycznością z prozą Milne’a, jako iż nie wiedziałem, że to kontynuacja. Bywa. A z dzisiejszej perspektywy ciekawie jest czytać tę książkę, bo ja bym nigdy nie pomyślał, że takiego Tygrysa go tu nie będzie. Przy okazji dostajemy też całą historię rodzinnego konfliktu, ale może w to nie wchodźmy. Przygnębiające zakończenie pierwszego akapitu, także może przejdźmy do czegoś przyjemniejszego. Można powiedzieć, że książka jest poprowadzona w narracji drugoosobowej, a przynajmniej pierwszy i ostatni rozdział takie są. Autor i narrator ma syna Christophera Robina (Krzysia - jestem pod wrażeniem tego doskonałego, wybitnie oddającego sens oryginału tłumaczenia), który z kolei ma zabawkę Kubusia Puchat

„Katedra w Barcelonie” to lepsza bazylika niż powieść

Obraz
Są dwa powody, dla których sięgnąłem po tę powieść. Po pierwsze mój przyjaciel lubi katedry, a tutaj katedra w tytule, na okładce też, także czemu nie przeczytać? Po drugie na tylnej okładce napisano, że jest to opowieść historyczna “w stylu słynnych FILARÓW ZIEMI Kena Folletta”. Na mnie taka rekomendacja zadziałała. Czy ma sens polecanie ludziom książek, używając innych książek, bez odpowiedniego powiązania? Na to pytanie odpowiemy sobie później, ponieważ książka to jedno, a wydawca to drugie. Należy się również pochylić nad tytułem, który jest słaby. W oryginale mamy La Catedral del Mar , więc… czemu nie można było tego dosłownie przetłumaczyć? A jeśli Katedra od Morza brzmi głupio, to można było pójść w pełną nazwę kościoła, jak zrobiono w Katedrze Marii Panny w Paryżu - Katedra Najświętszej Marii Panny od Morza . Swoją drogą chyba coś mnie ominęło, ponieważ ten kościół chyba nie jest katedrą, a w samej powieści też nie jest nazywany w taki sposób. Zaczynamy ostro - zgwałceniem, a

„Holly” odkrywa tajemnice śmierci

Obraz
Zawsze w takich sytuacjach powtarzam sobie, że postaram już nigdy więcej nie być uprzedzonym do żadnej książki, ale i tak zawsze kończy się w taki sam sposób, więc tym razem sobie daruję. Holly przede wszystkim… ma koszmarny tytuł, który absolutnie nic nie mówi o treści, ponieważ Holly to imię głównej bohaterki, ukochanej postaci Stephena Kinga, znanej już jego czytelnikom z trylogii Pana Mercedesa (która nie utrzymywała równego poziomu), powieści Outsider (całkiem udanej) i opowiadania, czy też minipowieści Jest krew, są czołówki (całkiem nieudanej). Tym razem King postanowił uczynić ją główną bohaterką pełnoprawnej powieści, z tym że podkreślam, iż zalecana jest znajomość tych wcześniejszych tekstów, jako iż pomoże zrozumieć pewne tematy, które w innym wypadku mogłyby być odebrane jako problemy, wady książki. Po raz kolejny agencja detektywistyczna Uczciwi Znalazcy będzie musiała szukać jakichś szaleńców, z tym że wyjątkowo nie będzie w to zaangażowana żadna nadprzyrodzona siła,

Narrator „Hart's Hope” być może mityzuje rzeczywistość

Obraz
Czytając Hart’s Hope po raz kolejny widzę, jaką drogę przeszedł Orson Scott Card jako pisarz. Przy okazji recenzji dość kontrowersyjnego Mistrza Pieśni wspominałem o tym, że tamta powieść była zbyt szeroka fabularnie. Była zbyt krótka jak na okres życia głównego bohatera, który przedstawiała. No i w przypadku Hart’s Hope mamy znowu tę samą sytuację. Przepraszam, że oceniam tę książkę z kontekstem późniejszej twórczości Carda, no ale nawet gdybym tego kontekstu nie posiadał, uwierało by mi to. W każdym razie - czy oczekiwałem, że kolejna książka Carda będzie lepsza od poprzedniej? Tak. Czy tak się faktycznie stało? Tak.   Głównym bohaterem książki jest Palicrovol, który zostaje królem, obalając nikczemnego, poprzedniego władcę. Niestety dla całej krainy, okazuje się być nie lepszym, już na samym początku gwałcąc córkę tamtego tyrana, niejaką Asineth, by uzyskać koronę. Oczywiście nie ma tutaj bezpośredniego wynikania, bo najpierw jest ślub. No ale nie wszystko idzie po myśli Palicrov

„Dzieci” ostatnim dzieckiem (hehe) Prusa (następnie był jeszcze płód)

Obraz
Oto ostatnia powieść Bolesława Prusa. No, może nie do końca ostatnia, ale faktycznie ostatnia nie została dokończona i nawet nie wiem, czy jeszcze będę robił jej recenzję, także na ten moment uznajmy, iż oto koniec nastał dla tego niezwykle przyjemnego czasu, jakim była dla mnie przygoda z twórczością pana Głowackiego. Mimo wszystko przyjemnego, bo nie każda pozycja w dorobku tego wybitnego pisarza jest wybitna. Mamy póki co siedem powieści i tylko cztery były znakomite, więc tylko ponad połowa. I jeśli czytałeś, mój drogi czytelniku, poprzednie recenzje mojego autorstwa, to już pewnie domyślasz się, jaka jest ma opinia o Dzieciach . Swoją drogą - bardzo dobry tytuł! Raczej nie zapowiada tego, co faktycznie dostajemy, szczególnie iż przecież mamy gdzieś tam z tyłu głowy, że pan pisarz napisał też coś takiego jak Anielka . Jednak zabierzmy się za konkrety!        Młody Kazimierz Świrski jest dość dobrze sytuowany, co umożliwia mu wejście w dorosłe życie stabilnym krokiem. Zgodne z wolą

Życie na granicy nudy, wieś „Prawiek i inne czasy”

Obraz
    Lubię sobie myśleć, że w miarę kolejnych powieści Olgi Tokarczuk jej pisarskie umiejętności ewoluują w tę dobrą stronę. Z tego powodu mam jakąkolwiek chęć, by dalej czytać jej wypociny. W przypadku książki Prawiek i inne czasy spodziewałem się czegoś wyjątkowo dobrego, bo tak zapowiadał mi opis z tylnej okładki. Przetłumaczono to na dziesiątki języków! Czy takie dzieło może być złe?       Życie mieszkańców wsi Prawiek i okolic toczy się swoim torem. Pokolenia mijają, ale życie trwa, trwa, a potem oczywiście mija, ustępując miejsca nowemu. Zgadza się, ta książka nie ma historii, którą można po prostu opisać, a dostajemy takie wzniosłe, zmityzowane pierdolety. Określenie “pierdolety” może wskazywać na mój stosunek do powieści. Gdzieś tak do połowy Prawiek i inne czasy to bardzo wciągająca, wręcz hipnotyzująca swoim klimatem książka. Niestety po tej połowie czytelnik orientuje się, że wprawdzie klimacik jest, ale historii już brak i opowieść nie wydaje się zmierzać dokądkolwiek. No