„Holly” odkrywa tajemnice śmierci

Zawsze w takich sytuacjach powtarzam sobie, że postaram już nigdy więcej nie być uprzedzonym do żadnej książki, ale i tak zawsze kończy się w taki sam sposób, więc tym razem sobie daruję. Holly przede wszystkim… ma koszmarny tytuł, który absolutnie nic nie mówi o treści, ponieważ Holly to imię głównej bohaterki, ukochanej postaci Stephena Kinga, znanej już jego czytelnikom z trylogii Pana Mercedesa (która nie utrzymywała równego poziomu), powieści Outsider (całkiem udanej) i opowiadania, czy też minipowieści Jest krew, są czołówki (całkiem nieudanej). Tym razem King postanowił uczynić ją główną bohaterką pełnoprawnej powieści, z tym że podkreślam, iż zalecana jest znajomość tych wcześniejszych tekstów, jako iż pomoże zrozumieć pewne tematy, które w innym wypadku mogłyby być odebrane jako problemy, wady książki.

Po raz kolejny agencja detektywistyczna Uczciwi Znalazcy będzie musiała szukać jakichś szaleńców, z tym że wyjątkowo nie będzie w to zaangażowana żadna nadprzyrodzona siła, ponieważ antagonistami jest banda szalonych staruszków-kanibali. To nie jest spoiler, ponieważ Stephen King oczywiście bardzo szybko odkrywa przed nami karty. Może Holly nie powinna była brać tego zlecenia (dopiero co jej matka umarła na covid, choruje jej partner), ale się angażuje w pandemicznym świecie postanawia rozwiązać zagadkę. Fabuła jest solidna, wypełniona narzekaniem na ludzi, którzy głosują na Trumpa oraz nie stosują się do covidowych restrykcji. Chociażby przy okazji recenzji poprzedniej książki Kinga, Baśniowej opowieści, narzekałem, że pan Stephen wciska do swoich książek swoje przekonania bez ładu i składu. W Holly jest zupełnie inaczej, ponieważ nasza główna bohaterka jest hipochondryczką, no i dopiero co na covid umarła jej matka, także jej zachowanie jest zrozumiałe nawet, jeżeli ktoś uważa, że koronawirus nie jest dla nikogo groźny. Początkowo miałem wątpliwości, czy podejmowanie tematu pandemii covidowej w tak krótkim czasie od jej wybuchu jest sensowne, bo ciężko, żeby twórca miał już raczej potrzebny dystans i chłodne oko oceniające, to, co się działo, jednak okazało się, że w tym konkretnym przypadku nie było to potrzebne.

Książka ma wyraźny motyw przewodni, który sprawia, że mnie w sumie ten wątek kryminalny to średnio obchodził, jako iż o wiele ciekawsze było to, co dzieje się z bohaterami. Mamy trzy linie - oprócz staruszków oraz Holly jest jeszcze jedna bohaterka - i w każdej z nich przewijają się tematy śmierci i przemijania. W tym kontekście szczególnie istotna jest ta trzecia, która pozornie może wydawać się niepotrzebna, ale tylko do momentu, w którym zorientujemy się, że ta stara poetka ma stanowić kontrast dla kanibalki. Uwielbiam też sposób, w jaki King potrafi użałaśniać (co w tym wypadku oznacza - czynić coś lub kogoś żałosnym i nawet wywoływać lekką litość) swoich antagonistów.

Łatwo było mi polecać Baśniową opowieść, bo tamta książka zwyczajnie imponuje swoim rozmachem. Holly jest natomiast tylko i aż znakomita. Przede wszystkim widać, że napisał ją pisarz dojrzały i doświadczony, który tym razem potrafił swoje obsesje i zainteresowania przekuć w książkę w taki sposób, by się ludzie nie czepiali, że wciska na siłę swoje poglądy. A przynajmniej tym razem można to sobie wytłumaczyć. Natomiast nie mogę sobie pozwolić, by na koniec nie wspomnieć o skandalu, którego Holly była bohaterką, mianowicie jej wygranej w kategorii najlepszy horror w serwisie Goodreads. Otóż niewątpliwie Holly nie jest horrorem, a jej nominację w owej kategorii można tłumaczyć na dwa sposoby. Albo tym, że napisał ją Król Horroru Stephen King, a nazwy są ważniejsze niż treść, albo tym, że poprzednie przygody Holly zawierały elementy nadprzyrodzone. Jest to natomiast dość żałosne podejście. Ja wiem, że sama książka nie jest temu winna, ale drażni mnie to.

Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)

„Vertical”, czyli chyżo pikujmy dla objawienia!

Oby był to dobry „Omen”