Skonfrontowani z przerażającą pustką, „Pułapką Nieśmiertelności”

Czwarta część przygód Felixa, Neta i Niki jest dla mnie wyjątkowa w ten sposób, że gdy pierwszy raz zapoznałem się z superpaczką, to był ostatni tom, który przeczytałem w całości. I nigdy nie byłem w stanie wyartykułować, na czym polega historia, a gdy po latach wróciłem do cyklu, to później również już nie pamiętałem, co się tu właściwie działo. I w ten sposób już od razu możemy przejść do największej wady, ale równocześnie pośrednio zalety Pułapki Nieśmiertelności - jej fabuła jest bardzo niekonkretna i tak, jak w poprzednich dwóch częściach łatwo jest opisać, co się tam dzieje, tak czwórce bliżej do jedynki. Z tym że jedynce było blisko do zbioru opowiadań, a część czwarta jest po prostu poprowadzona w taki sposób, że żeby ją porządnie opisać, trzeba byłoby zdradzić prawie wszystko. A czemu to również zaleta? Otóż jest bardzo dobrze przemyślana i zaskakująco smutna.

Podczas imprezy halloweenowej Felix, po nieudanym podrywie, spotyka Ponurego Żniwiarza, który zleca przyjaciołom tajemnicze zadanie. W wyniku manipulacji tajemniczego osobnika w kapturze, Felix, Net i Nika wikłają się coraz bardziej w coraz poważniejsze kłopoty. Co więcej, warszawskie kanały zaczyna terroryzować potwór, okrzyknięty mianem legendarnego Bazyliszka. Równocześnie w szkole organizowany jest konkurs międzyklasowy na wycieczkę, do którego zgłaszają się dwie klasy - w tym ta superpaczki. Obok tego mamy też wątki bardziej prywatne - Felix dalej konstruuje Golema-Golema, jego babcia czuje się coraz gorzej, mama ma problemy w pracy, Net przygotowuje się na przybycie bratosiostry, a sekrety Niki mają realną szansę wyjść na światło dzienne. Co więcej, Felix czuje się coraz bardziej wyalienowany w związku z rozwijającym się uczuciem między Netem i Niką. Przyparci do muru przyjaciele - z jednej strony problemami osobistymi a z drugiej szantażem Ponurego Żniwiarza - zostają zmuszeni zejść do ścieku, nie tylko po to, żeby schwytać Bazyliszka, ale też aby odnaleźć skarb Złotej Kaczki. A skąd takie połączenie legend? No cóż, tak działają umysły naszych bohaterów. Teraz przyszedł czas na ocenę historii i muszę przyznać, że mam pewną trudność. Bo mogę z całym przekonaniem powiedzieć, że jest to chyba najciekawsza, najlepsza opowieść w tym cyklu, jako że nie tylko motywy przewodnie życia i śmierci są bardzo widoczne i nawet dość wzruszająco zrealizowane, lecz także zakończenie jest melancholijne i nie jest jednoznacznie szczęśliwe. No ale mogę też stwierdzić, że działania Ponurego Żniwiarza ostatecznie okazują się niewytłumaczone i rozwiązanie akurat tego wątku może być niesatysfakcjonujące. Dodatkowo łatwo się domyślić, jak to z tą Paulą tak naprawdę jest.

Jak zawsze w serii, Rafał Kosik oferuje nam bardzo dobry humor oraz porządną dawkę grozy. Biorąc pod uwagę fakt, iż tutaj znowu dostajemy jakby nie patrzeć duchy, podziwiam, że autorowi udało zrobić z tym tematem coś zupełnie innego niż dotychczas. No i jak zawsze czytelnik musi się zmierzyć z jakimś kompletnym absurdem światotwórczym, co bardzo doceniam.

Nie dziwię się, że w dzieciństwie Pułapka Nieśmiertelności nie zrobiła na mnie wrażenia. Byłem za mały, żeby docenić realizację poruszanych w niej tematów, chętny jedynie wątków szkolnych, których byłem ogromnym fanem. Teraz też jestem, ale umiem też się zachwycić tym wszystkim obok.

Niech moją ostateczną rekomendacją będzie to, że ta książka ma najlepsze zakończenie ze wszystkich książek Rafała Kosika. I jak to jest możliwe, że jemu w tej serii tak łatwo przychodzi pisanie bohaterów, a kiedy pisze te pozostałe science fiction, to wychodzą mu takie ciągnące się niemiłosiernie flaki z olejem?

Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)

„Vertical”, czyli chyżo pikujmy dla objawienia!

Oby był to dobry „Omen”