„Ghostbusters” zaczynają się konkretnie - ostro
Zwykle staram się nie porównywać książki do filmu… jednak w przypadku Ghostbusters książka ukazała się później niż film. Niestety z takimi starociami (z mojej perspektywy) czasami ciężko jest ustalić dokładną datę wydania, a tak się składa, że nie mam fizycznego egzemplarza powieści. No jest napisane, że książka została wydrukowana w sierpniu 1985 roku, ale przecież na rynek mogła wejść później. Mimo wszystko to nieważne, bo bądźmy szczerzy - każdy zdaje sobie sprawę, które dzieło ma tu pierwszeństwo. Można się zastanawiać, czy film potrzebował kolejnej adaptacji, bo przecież mamy już książkę Larry’ego Milne’a, ale skoro już książka powstała, to czemu do niej nie zerknąć. Bo ja przecież nie mam absolutnie nic ciekawszego do roboty. W każdym razie napisał to pan Richard Mueller. Nie wiem, kim jest, bo niestety pisarz o tożsamym imieniu i nazwisku w swoim opisie w internecie nie wspomina nic o tej książce.
Naszymi bohaterami są doktorzy Peter Venkman, Raymond Stantz oraz Egon Spengler, którzy zajmują się na uczelni sprawami nadnaturalnymi. Niestety ich badania przestają być tolerowane i zostają wyrzuceni, a ponieważ jedynie nauka nie wymaga widocznych efektów, raczej nie wiedzą, co mają ze sobą zrobić, bo przecież żaden przedsiębiorca ich nie zatrudni. Właśnie dlatego sami zakładają biznes, chcą łapać duchy. Akurat mają odpowiedni sprzęt i wiedzę, więc czemu nie. Pieniądze się znalazły. Na całe szczęście odnoszą w tej branży sukcesy, ponieważ do domu niejakiej Dany Barrett włażą demony, które będą chciały przejąć świat dla tajemnej, złej mocy. Nie jestem w stanie nic powiedzieć o tej historii. Jeżeli oglądałeś film, znasz również fabułę, jednak w tym wypadku, w przeciwieństwie do książki Milne’a, czytelnik dostaje coś nowego. Początek jest świetny, gdy biedna bibliotekarka ucieka, przekonana, że to przez oglądanie pornosów w pracy nawiedziły ją złe siły. Muellerowi dobrze wyszło ukazanie historii na tym najniższym poziomie, chociaż nie potrzebowaliśmy dwa razy takich samych przemyśleń na temat nudnej pracy u Ghostbusters. No ale potem pojawia się wysoka stawka, ważne rzeczy i wtedy książka kompletnie się rozpada. Opisy są nijakie, nieangażujące, autor nie potrafi niczego zaakcentować. A niestety Ghostbusters to nie tylko humor. Inaczej pewnie dostalibyśmy bardzo przyjemną adaptację, a tak wyszło, jak zwykle.
Dostaliśmy również trochę informacji o filmie, żebyśmy nie zapomnieli, że książeczka Muellera również jest tylko promocją dla tego ważniejszego dzieła w ramach marki Ghostbusters. Podobnie jak poprzednio mamy wypisanych twórców filmu. Są również fotosy i też fajnie, chociaż muszę przyznać, że kiedy tak pojawiały się w kolejnych rozdziałach, zastanawiałem się, czy gdyby ktoś nie znał filmu i je oglądał, to czy by się zorientował, kogo przedstawiają. A pod koniec to przecież już kompletnie nic na nich nie widać. Na koniec powtórzmy sobie parę dobrze dobranych słów - przedmiotowa powieść to już jest taki poziom nieudawania, że wcale nie chodzi o żadne filmy, my tu namaściliśmy przecież rynek wydawniczy wysokiej jakości powieścią, po lekturze której kobiety mdleją, mężczyźni ściskają z podziwem dłonie, a dzieci piszczą z uciechy i kupują zabawki, a co najważniejsze lecą do kina na film. Chociaż może w czasie premiery film już zszedł z ekranów? Nie wiem. Tak czy inaczej, jeśli już musisz przeczytać powieściową adaptację Ghostbusters, Mueller zrobił lepszą robotę niż Milne.
Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.
Komentarze
Prześlij komentarz