„Ręka mistrza” - Duma Key, odwieczna groza

    Ręka mistrza jest jedną z moich ulubionych powieści Stephena Kinga i to mimo tego, iż nie można jej zaliczyć do „typowych” książek tego autora takich jak Miasteczko Salem czy To. Już z początku chciałbym ponarzekać na zmianę tytułu z Duma Key na Ręka mistrza. Oczywiście oryginalna nazwa na pierwszy rzut oka niewiele mówi (żeby nie powiedzieć nic) i polskie wydanie oferuje coś bardzo poetyckiego, ale nadal mnie to uwiera.


    Pracujący w branży budowlanej Edgar Freemantle traci w wypadku prawą rękę. Poddany rehabilitacji, nękany napadami szału traci wszystko, w tym wsparcie najbliższych. Za namową lekarza postanawia zmienić otoczenie i wynajmuje dom na wyspie Duma Key. Właścicielką wyspy jest sędziwa Elizabeth Eastlake, którą opiekuje się były prawnik Wireman. Edgar od samego początku odczuwa w nowym miejscu silną potrzebę malowania, której oczywiście daje ujście. Jednak jego obrazy stają się coraz mroczniejsze, odsłaniając nie tylko tragiczne losy rodziny Eastlake’ów, lecz także wielkie zło, które obudziło się na wyspie. Historia Ręki mistrza toczy się niezwykle wolno, co byłoby pewnie wadą, gdyby nie dwie rzeczy - klimat, o którym później oraz jakość wątków „pobocznych”. Śledzenie tego jak żyje Edgar, jak wychodzi na proste jest niezwykle wciągające i gdybym miał powiedzieć za co przede wszystkim cenię tę powieść i z jakiego powodu bym ją polecił, to właśnie dla tego. Natomiast z samym zakończeniem jest gorzej. Nie zaskakuje, nie jest zbyt interesujące, po prostu średnie.


    Czy Ręka mistrza straszy? No, to zależy jak się na to spojrzy. Jeśli oczekujesz terroru w rodzaju Misery czy To (podaję ten przykład, bo inni się niby bali), muszę cię zawieść. Bowiem w Duma Key najważniejszy jest klimat. Gorąca, wilgotna i lepka wyspa, gęsty las, powoli wkradające się do umysłu szaleństwo, ale przede wszystkim twórczy szał, który opanowuje Edgara. Jako artysta, manie twórcze są dla mnie czymś znanym i ta książka powinna zainteresować każdego, kto również przeżył podobne doświadczenie. Same sceny, które mają przerazić są dosyć średnie, ale przez atmosferę Ręki mistrza King buduje nam opowieść w stylu samego Lovecrafta i w tym kontekście ta powieść jest sukcesem. W końcu nawet narratora mamy tutaj pierwszoosobowego, opowiadającego nam historię z przeszłości, a zagrożenie jest czymś niepojętym dla ludzkiego rozumu.


    Edgar Freemantle to porządny protagonista. Można się wzruszyć jego losami, można mu współczuć, przeżywać razem z nim te wszystkie smutne, straszne ale też radosne wydarzenia. Autor wyeksponował czytelnikowi postać Wiremana, który jest niezwykle sympatyczny i trudno nie uwierzyć w przyjaźń, jaka narodziła się między tymi panami. Nie wiem, czy było to celem Kinga, ale Wireman bardzo przypominał mi Juda Crandalla z Cmętarza zwieżąt. No i jest jeszcze ta okropnie irytująca, przerysowana żona Edgara, którą chyba miałem nienawidzić, więc nie mogę mieć pretensji o jej różne zachowania.


    To nie jest najlepsza powieść Stephena Kinga, ale pozostaje jedną z moich ulubionych. Ciężko opisać czym w zasadzie jest Ręka mistrza, bowiem podróż na Duma Key jest doświadczeniem bardzo intymnym i dużo zależy od twojej, jako czytelnika zdolności do wyobrażania niewyobrażalnego. Jeśli lubisz styl lovecraftowski to będziesz bawił się świetnie. Jeśli lubisz styl Stephena Kinga to będziesz bawił się świetnie. Ale jeśli nie przepadasz za obszernymi książkami, pełnymi przedłużania to możesz się mocno odbić. Ja uważam, że w tej powieści Kingowi bezbłędnie udała się sztuka zrównoważenia przynudzania z jego słynnym mistrzostwem w prowadzeniu narracji. Polecam.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka