„Czarna bezgwiezdna noc” jest cudowna

    Nie przepadam za opowiadaniami i wbrew pozorom nie wynika to wcale z moich, delikatnie mówiąc, nieprzyjemnych spotkań z Borowskim i Schulzem (taki oniryzm, że człowiek aż zasypia). Po prostu nie trafia do mnie taka krótka forma, która jest w stosunku do powieści ograniczona nie tylko objętością, ale także kreacją świata przedstawionego i bohaterów. Mimo to, mając w pamięci całkiem udany i zawierający parę perełek Bazar złych snów, zabrałem się za Czarną bezgwiezdną noc.


    Wszystkie cztery minipowieści w tym zbiorze łączy motyw morderstwa, chociaż nie w taki najoczywistszy sposób. Każde opowiadanie zmusiło mnie do myślenia trochę inaczej, i wywołało dreszcz emocji. Ciężko mi tu powiedzieć coś o fabule, bo owe historie są zawsze o czymś innym. 1922 traktuje o tym, jak wyrzuty sumienia są w stanie zniszczyć życie człowieka. Wielki kierowca to z kolei opowieść o zemście, która nie jest sama w sobie zbyt interesująca, a konkluzja bardzo mnie zawiodła. Jednakże inaczej sprawa ma się z samym antagonistą i jego, powiedzmy, „otoczką” - ów wątek był całkiem zajmujący i nawet przerażający. Dobry interes to natomiast najmroczniejsze i moje ulubione opowiadanie, a że jest dość krótkie, można przeczytać choćby tylko je. Niepokojąco pokazuje, jak skrywana nienawiść jest w stanie w pewnym momencie eksplodować i zmienić komuś życie. Z kolei Dobre małżeństwo jest interesujące w metodzie przedstawienia relacji zaprezentowanych małżonków. Może to, co napisałem, nie brzmi szczególnie zachęcająco, ale naprawdę wciągnąłem się w każdą z tych minipowieści. Nie chodzi nawet o fabułę, ale o sposób, w jaki mistrz horroru to wszystko zbudował. Trudno było mi się oderwać, z tym że czytałem nie tyle dla historii, ile dla samych bohaterów.


    King realizuje tutaj hasła, które przyświecają całemu zbiorowi. „W każdym człowieku tkwi drugi, obcy mu człowiek” - właśnie te słowa mistrz horroru stara się obronić w Czarnej bezgwiezdnej nocy. I tak, udaje mu się to. Każdy z bohaterów opowiadań jest zwykłym człowiekiem, ale w końcu objawia się w nim ta nieznana siła, przez którą dokonuje on przerażających czynów. Podoba mi się to, że mimo tego podziału na zwykłego obywatela i „złego”, nigdy nie miałem wątpliwości, że owi ludzie nadal stanowią jedną osobę. To nie jest tak, że nagle ten „zły” przejmuje władzę, spychając szarego człowieka na dalszy plan. Taki zabieg pozwolił mi się utożsamić z bohaterami Kinga jak chyba jeszcze nigdy wcześniej. Najbliższą więź czułem z protagonistą Dobrego interesu, który w swojej spowiedzi, mimo bycia żałosnym, pozostaje ludzki jak żadna z postaci pozostałych opowiadań.


    Jeśli nudzi cię styl Kinga i liczysz, że w przypadku opowiadań autor będzie musiał ograniczyć swoje opóźniania akcji, niestety się pomylisz. Oczywiście nie jest to tak męczące jak w powieściach, na przykład w Stukostrachach czy Ręce mistrza, ale nadal może przeszkadzać. Wyjątkiem pozostaje Dobry interes, którego początek to tak naprawdę jedna wielka ekspozycja, jedna z rodzaju tych chamskich i bezczelnych. Najgorszy pod tym względem jest zdecydowanie Wielki kierowca, przy czytaniu którego miałem wątpliwości, czy idzie w dobrą stronę.


    Może i nie wypowiedziałem się o Czarnej bezgwiezdnej nocy w samych superlatywach, ale uwielbiam ten zbiór opowiadań. Jest przykładem geniuszu pisarskiego Stephena Kinga i solidną porcją literatury dla każdego, także dla czytelników szukających jakiegoś uniwersalnego przesłania w książkach. Z czystym sumieniem polecam Czarną bezgwiezdną noc. A jeśli nie masz ochoty na całość, to powtarzam - przeczytaj chociaż Dobry interes.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)

„Vertical”, czyli chyżo pikujmy dla objawienia!

Oby był to dobry „Omen”