„Ptasiek” - w poszukiwaniu prawdziwego szaleństwa

    Ptasiek to specyficzna książka. I to nawet nie tylko dlatego, że bardzo łatwo rzucić tutaj oskarżeniem o pochwałę jakiejś dziwnej formy zoofilii (chociaż świadczyłoby to o bardzo powierzchownym podejściu do tematu), ale przede wszystkim Wharton przyjmuje tu bardzo indywidualistyczną perspektywę, której hołdowanie może zwyczajnie nie być możliwe w obecnych realiach. Sprowadza się do tego, że Ptasiek może zwyczajnie wydać się bełkotliwą powieścią. Ale powiedzenie tak byłoby po prostu ignorancją (chociaż pewnie zaraz ktoś mi powie, że jestem hipokrytą, bo nie umiem podejść odpowiednio do twórczości Żeromskiego).


    Tytułowy bohater jest człowiekiem uciekającym od społeczeństwa, od cywilizacji w świat, który uważa za piękniejszy - chce być ptakiem i sam spełnić odwieczne marzenie ludzkości jakim jest latanie. Po wojnie traci zupełnie kontakt z rzeczywistością i w ramach terapii odwiedza go Alfonso, jego najlepszy przyjaciel. Książka opiera się przede wszystkim na retrospekcjach - Al wspomina dzieciństwo w sposób powiedzmy „normalny”, natomiast Ptasiek skupia się na tym, co dla niego ważne - na hodowli ptaków, odchodząc w coraz bardziej szaleńcze rejony. Powieść dzieli się przez to na wyraźne dwie części, które jednak się przenikają i nie mamy wrażenia śledzenia dwóch zupełnie różnych historii. No i tutaj może nastąpić zgrzyt - bowiem te fragmenty, w których narratorem jest Ptasiek są bardzo odrealnione. Mi to bardzo odpowiadało - bohater szczegółowo opisuje swoją hodowlę kanarków, jednak im dalej, tym dziwniej. Służy to przede wszystkim pochwale indywidualizmu. Jakbym miał na coś ponarzekać, to końcowy fragment powieści, gdy Al opisuje swój znój wojenny jest trochę nudny i bardzo przepraszam, ale nie służy on chyba niczemu innemu, jak wyjaśnieniu dlaczego Ptasiek i Alfonso znajdują się w takim a nie innym miejscu.


    Ptasiek jest bohaterem (jak zresztą można się domyślić) oderwanym w znacznej mierze od rzeczywistości, co tworzy bardzo dobry kontrast z postacią Ala. Kiedy przenosimy się z jednego do drugiego mamy wrażenie wstępowania w zupełnie inny świat, rządzący się całkowicie różnymi prawami. Ten pierwszy skupia się tylko na ptakach i uwielbieniu ich życia, drugi jest natomiast zwykłym chłopakiem z potrzebami wytworzonymi przez społeczeństwo. A jednak są oni w stanie znaleźć płaszczyznę porozumienia i próbować dotrzeć do siebie nawzajem.


    No właśnie, bo Ptasiek jest ogromną powieścią. Opowiada o prawdziwej przyjaźni dwóch całkiem odmiennych chłopców, ale także o rozwoju ludzkości, cywilizacji (to mi się najbardziej podobało i nie polecam olewania tych fragmentów z ornitologią), o rozwoju młodego człowieka, o najróżniejszych przejawach miłości, ale także o szaleństwie i tym gdzie tak naprawdę należy go szukać, a wszystko to jest złączone antywojenną tezą. I szczerze mówiąc, tego ostatniego mogłoby nie być i powieść tak dużo by nie straciła


    To jest po prostu niesamowita książka i rozumiem ludzi, którzy mimo najlepszych chęci mocno się od Ptaśka odbiją. Bo nie jest to szczególnie pasjonująca lektura, nie dzieją się tutaj jakieś niesamowite rzeczy, ale jednocześnie Wharton potrafi zahipnotyzować czytelnika tak, żeby nie był w stanie się oderwać. Wprawdzie nie mogę nazwać Ptaśka jedną z moich ulubionych książek, ale na pewno jedną z najlepszych, jakie kiedykolwiek czytałem. Także no polecam, daj Ptaśkowi szansę, żeby cię zachwycił. Ja się nasłuchałem, jakie to nie jest cudowne, miałem ogromne oczekiwania i teraz sam mogę krzyczeć o cudowności debiutu Whartona.

 

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka