„Poczekajka”, czyli Michalak w formie

    Długo przymierzałem się do przeczytania legendarnej Poczekajki. Legendarnej, bo napisała ją moja ukochana powieściopisarka Katarzyna Michalak. Co by nie mówić o tej autorce, to zawsze zapewnia ona swoim piórem solidną dawkę cierpienia, przetykaną masochistyczną ekstazą z czytania bredni wywołujących zarówno śmiech, jak i łzy. To jest naprawdę piękne i gdyby jeszcze te książki były równie piękne, to nie miałbym żadnych pretensji. Niestety, Poczekajka traktuje się całkiem na serio, więc zawodzi na każdym froncie.


    Patrycja jest młodą dziewczyną, weterynarzem, marzącą o prawdziwej (albo raczej wyśnionej, prosto z jakiejś głupiej książki) miłości do swojego urojonego księcia, który ma ją odnaleźć i już na tym etapie każdy powinien darować sobie czytanie Poczekajki. Ale nie bądźmy zbyt sceptyczni, w końcu wielu czytelników pokochało tę powieść. Nasza Patrycja czyta jakieś czasopismo okultystyczne (a w każdym razie nazywa się ono Wiedźma Polska, więc chyba można tak założyć) i postanawia udać się na sabat czarownic. Tam, dzięki siostrom wiedźmom okazuje się, że ma szukać żółtej chałupy na wsi, a tam znajdzie kochanka. Gdy zaczyna się książkę, w której główna bohaterka szuka kota i napada starszego mężczyznę, odbierając mu miotłę, człowiek zaczyna się zastanawiać co tu się do cholery wyprawia. Zakończenie jest absolutnie okropne, wszystkie wątki nagle się urywają i nie myśl czytelniku, że autorka cokolwiek rozwiąże, po co to komu.


    Książka opiera się na bohaterach, więc przyjrzyjmy się nim. Mamy złą matkę, która z jakiegoś powodu jest niemoralna (nie wiemy dlaczego), mamy dwóch amantów, którzy są amoralni (nie wiemy dlaczego i niezbyt nas to obchodzi), mamy nieistotną koleżankę Patrycji, dobrodusznego dziadka, wróżkę i kogoś tam jeszcze. A no tak - ukochanego protagonistki, który staje się obiektem westchnień ot tak, bez powodu. On i Patrycja nie mają żadnej chemii między sobą. Z tym oczywiście wiąże się też ten problem, że czytelnik nie zaangażuje się w żaden wątek. Bo jak tu współczuć, czy kibicować bohaterom, skoro i tak wiemy jak ta historia się skończy? I czemu każdy tutaj jest tak prosty w zrozumieniu. Dlaczego bohater nazywany Holendrem postępuje w tak irracjonalny sposób? Gdybym miał wnioskować tylko na jego postaci, to mógłbym wysnuć hipotezę, że Katarzyna Michalak nigdy nie spotkała żadnego człowieka. Na koniec zostawiłem sobie samą Patrycję - jest to postać całkowicie antypatyczna. Poza tym, że jest psychopatką, osobą całkowicie niezrównoważoną psychicznie. Nie mam tu na myśli okropnego poczucia humoru, gwałtownych zmian nastroju (bo to cechuje każdego bohatera michalakowego uniwersum), ale jej braku odpowiedzialności. Leczy zwierzęta, będąc zupełnie pozbawioną instynktu samozachowawczego, nie zadaje otaczającym ją ludziom najprostszych pytań. Czytasz to i wiesz, że to tylko zabieg autorki, by jeszcze tę powieść przedłużyć a to jest tak bezczelne i tak bardzo to widać, że aż chciało mi się płakać. A tak poza tym, to jak na swój młody wiek Patrycja jest bardzo dobrym lekarzem. Dobrym to znaczy posiadającym umiejętności, bo na pewno nie można o niej powiedzieć, że jest odpowiedzialna.


    Mógłbym tak cały czas narzekać - że autorka wciskając w usta bohaterów angielskie zwroty nie pisze owych obcych wyrazów, lecz to jak się je wymawia, przez co owe wypowiedzi stają się absolutnie niezrozumiałe i trzeba się przy nich zatrzymać - ale chyba wystarczy. Poczekajka jest okropną powieścią, która nic nie wnosi. Beznadziejne zakończenie zapowiadające chyba kolejną powieść nie rozpaliło moich oczekiwań na kontynuację i myślę, że ta książka może się spodobać tylko bezkrytycznym fanom, którzy gdzieś mają traktowanie czytelnika z szacunkiem i z otwartymi łapkami chwycą cokolwiek co jest podpisane nazwiskiem Michalak. No i może tym, którzy lubią Kroniki Ferrinu, bo Poczekajka zdaje się być w jakiś sposób wstępem do sagi fantasy tej autorki.

 

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)

„Vertical”, czyli chyżo pikujmy dla objawienia!

Oby był to dobry „Omen”