„Ciemniejsza strona Greya” - szybka arabeska

    Kontynuacja przygód Anastasii Steele i jej mrocznego kochanka, Christiana Greya nie była przeze mnie wyczekiwana. Ale skoro jest, to można się nad nią pochylić. Czy E.L. James nauczyła się wreszcie jak się pisze książki? Czy Ciemniejsza strona Greya miała szansę stać się dobrą książką? Na to drugie pytanie odpowiem, że oczywiście. Nawet najgorszy pomysł można przy odrobinie umiejętności przekuć w solidne dzieło. Niestety, autorka najwidoczniej niczego się nie nauczyła.


    Poprzednia część zakończyła się naprawdę dramatycznie. Ana poprosiła Christiana, żeby ten ją zbił. On robi to, po czym ona się obraża i odchodzi. Mamy więc dramat, Anastasia cierpi, pozostaje w apatii, ale nie na długo, bo na szóstej stronie (oczywiście mojego wydania) książki już przeszywa ją dreszcz mrocznego pożądania, gdy Grey proponuje, że podwiezie ją na wystawę. Nie mija dużo czasu, aż nasi kochankowie ponownie łączą się w zmysłowym, erotycznym tańcu. Mówiąc to, mam oczywiście na myśli ciągłe sprzeczki o jakieś bzdury, przetykane seksem oraz śmiechem i zażenowaniem czytelnika, który musi czytać te idiotyczne dialogi. Jeśli chodzi o fabułę, to jej tu za bardzo nie ma. Są właściwie trzy wątki oraz ten soczysty, pyszny wypełniacz w postaci scen stosunków płciowych, które na tym etapie oczywiście pomijamy, bo ileż można czytać o tym samym. Są też stare, dobre maile. I tak jak Pięćdziesiąt twarzy Greya intrygowało tajemniczym kochankiem oraz tą nieprzyzwoitą umową, tak w Ciemniejszej stronie Greya autorka wykłada nam wszystko kawa na ławę, tajemnica się ulatnia, a po zbereźnym kontrakcie nie ma już ani śladu.


    Anastasia to prawdziwa mistrzyni, synonim Mary Sue. Udaje się jej dosłownie wszystko, a przy tym pozostaje nadal tak samo tępa, jak w poprzednim tomie tej epickiej sagi. Jest tutaj jeden świetny rozdział, gdy Ana, prawdziwa profesjonalistka w swoim fachu, spędza dzień w pracy, po którym z pewnością zasłużyła sobie na nagrodę pracownika miesiąca oraz awans na kierownicze stanowisko. Czytanie tego to prawdziwa uczta dla oczu i umysłu, mogę tylko marzyć, żeby dorównać kiedyś Anastasii w jej rzetelności i zapale do pracy.


    Książka skupia się przede wszystkim na Christianie - poznajemy genezę jego odchyleń, dlaczego jest taki, jaki jest i jesteśmy świadkami przemiany. Muszę przyznać, że to całkiem dobry wątek, ale jest przykryty prześladowczą naturą tego typa. Ja rozumiem, że Christian ma swoje problemy, ale na bogów, to dorosły mężczyzna, który osiągnął niewyobrażalny sukces w swoim życiu, to wybitny biznesmen, a z drugiej strony zachowuje się jak małe dziecko. No i może by to jakoś działało, ale dzięki doskonałym dialogom i postawie naszej kochanej Any, książka zamiast przejąć, niezmiernie bawi.


    Człowiek chciałby, żeby Anie coś zagroziło - mamy na przykład niebezpieczną byłą uległą, mamy próbę molestowania i nic z tego nie ma żadnego znaczenia. W związku z tą uległą jest tu jedna świetna scena, która może nie pozwala polubić Christiana, ale pokazuje kim tak naprawdę jest. A Ana w ogóle na to nie reaguje. No i mamy ten cudowny ostatni fragment powieści, który zapowiada nam kontynuację, w której najpewniej będą ważyć się losy świata. Trzymam kciuki za Anastasię!


    Czy polecam Ciemniejszą stronę Greya? Raczej nie. Ja uwielbiam pierwszą część, ale druga mnie potwornie wynudziła, mimo iż przeczytałem ją stosunkowo szybko. Nieprzyjemna lektura.

 

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka