„Lodowy kliper” wbił się we mnie, ale czy pozostawi jakiś ślad?
W tym momencie muszę przyznać, że został mi zapewniony duży komfort, bo trylogia Tran-ky-ky Alana Deana Fostera została przetłumaczona na język polski, a mnie udało się dorwać jej pierwszą część, czyli powieść Lodowy kliper . Jeśli poprzednie książki Fostera czegokolwiek mnie nauczyły, to tylko tego, że muszę się zmuszać, by czytać jego dzieła. A szkoda, bo przecież jeżeli ktoś ma solidny warsztat, to gdyby jeszcze byłby dobrym artystą, moglibyśmy otrzymać odnoszącego ogromne sukcesy artystę, nieważne że tworzącego literaturę rozrywkową. Próbuję wydobyć z siebie chociaż trochę entuzjazmu, mam nadzieję, że ktoś to doceni. Poświęcam się, mimo iż nikt mnie o to nie prosił. A więc - Lodowy kliper ! Międzygwiezdny komiwojażer Ethan Fortune i heros kosmosu Skua September, w dramatycznych okolicznościach ugrzęźli na niegościnnej i zamieszkanej planecie Tran-ky-ky i muszą dotrzeć do cywilizacji, żeby uciec. Ale oczywiście po drodze napotkają wraz z towarzyszami na lokalsów i och, czy ja znowu...