Szaleństwo „Lata Muminków”

Czy moment, w którym Muminki przestaną mnie zachwycać, w końcu nadejdzie? Może, może, a może ten moment właśnie teraz nadszedł. Na początku poznęcajmy się trochę nad doskonałą szkołą tłumaczeniową, bo czemu nie. W oryginale książka nazywa się Farlig midsommar, co jak sądzę, należałoby dosłownie przetłumaczyć jako Niebezpieczne święto lata, w każdym razie coś w tym stylu. A my dostaliśmy strasznie nudne  Lato Muminków. To już angielska wersja jest lepsza. No ale trudno.

Co mi się najbardziej kojarzy z latem, pomijając okropny upał, którego doświadczają mieszkańcy Doliny Muminków? Oczywiście intensywne opady. W wyniku aktywności pobliskiego wulkanu cała Dolina zostaje zalana, a nasi bohaterowie wyruszają w drogę, odpływając do czasu, aż woda opadnie. I tak trafiają do opuszczonego, pływającego teatru, w którym wystawią sztukę - dramat. W międzyczasie Muminek, Panna Migotka i Mi opuszczą rodzinę, a również Włóczykij będzie miał swoją własną przygodę - z Dozorcą Parku. Tove Jansson przedstawia nam więc motyw, który eksplorowała już w Komecie nad Doliną Muminków z tym że tym razem traktuje go zdecydowanie bardziej uniwersalnie. W końcu w tamtej książce była mowa o wojnie, a tutaj jest to po prostu jakakolwiek katastrofa. Mimo to czuć pewną powtarzalność, szczególnie że Kometa o wiele lepiej realizowała swój przekaz. I domyślam się, dlatego tak jest - chyba im bardziej uniwersalna opowieść, tym mniej precyzyjna może być. Sama w sobie jest więc znakomita, ale w kontraście do takiej o wiele precyzyjniejszej, wypadnie słabiej. Ale nadal Lato Muminków doskonale obrazuje nam zdolność Muminków do adaptacji, brak większego przywiązania do świata materialnego i siłę rodziny.

Jest w tej powieści wiele dość osobliwych momentów. Mi najbardziej podoba się domniemany konflikt Filifionki z Emmą, ale najciekawszy jest cały wątek Włóczykija i to, jak on eskaluje. Na bogów, w finale powieści nasi bohaterowie uciekają przed policją! Wprawdzie Jansson kończy to w uroczy sposób, ale fakt pozostaje faktem - Włóczykij staje się tutaj wandalem. Po raz kolejny więc Muminki nie liczą się z kimś z zewnątrz, kto nie wyznaje ich wartości, z tym że tym razem jest jeszcze gorzej, bo w Lecie Muminków to oni sami wchodzą na obcy teren.

Nie wydaje mi się, że w taki sposób powinniśmy na tę książkę patrzeć. Raczej należałoby pójść za najoczywistszą interpretacją, która nasuwa się już od samego początku - rzeczywistość Lata Muminków została wykreowana na podobieństwo snu. I to tłumaczy chociażby coś, nad czym pewnie nie tylko ja zastanawiałem się przez całą książkę - gdzie jest Ryjek? A więc w takim kontekście, cała przygoda z powodzią i wystawieniem sztuki teatralnej jawi mi się jako leniwa, senna zabawa jednego z długich, letnich wieczorów spędzanych na wsi, czy jakiejś działce za miastem. A może to wszystko było jedynie jednym wielkim snem?

Nie wiem, jak tak naprawdę jest i co mogło być zamiarem autorki. Jednakże jednego jestem pewien - Kometa nad Doliną Muminków jest o wiele lepszą książką. Także Lato nadal jest znakomitą książką, ale moim zdaniem bardziej skierowaną do dzieci niż te trzy poprzednie. I nie zrobiła takiego wrażenia, jak wcześniejsze ekscesy Jansson. Ale jeżeli w taki sposób miałyby wyglądać wszystkie moje czytelnicze “rozczarowania” literaturą dziecięcą, to chciałbym, żeby wszystkie wyglądały w ten sposób!

Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Księżniczka z lodu”, który wreszcie pękł

Wpaść do „Studni Wstąpienia” i sobie głupi ryj rozwalić

„Mówca Umarłych”, czyli piękna kontynuacja