Nie tylko samo „Ostrze” wsunie się gładko

No świetna robota, nie ma co. Uwielbiam te sytuacje, w których powstaje polskie tłumaczenie książki, a potem ktoś stwierdza, że jednak nie, jednak ten tytuł trochę głupi i trzeba go zmienić. To właśnie spotkało The Blade Itself Joego Abercrombiego, pierwotnie wydane po polsku jako Samo ostrze, by ostatecznie stać się Ostrzem. Ten drugi tytuł jest o wiele lepszy, chociaż oczywiście rozumiem pierwotną decyzję tłumacza/wydawcy. No dobra, ale to nie jest ważne, bo Abercrombie i tak pewnie nie koordynował polskiej wersji. Zajmijmy się powieścią, księgą pierwszą cyklu Pierwsze Prawo. Czemu po nią sięgnąłem? A tak z nudów. Zobaczyłem gdzieś kiedyś reklamę i się skusiłem. Oby było warto.

Niestety w moim wydaniu nie było dołączonej żadnej mapy, co uważam za skandal, bo przeróżne postacie nieraz odnoszą się do różnych lokacji, a ja nijak nie byłem w stanie sobie czegokolwiek wyobrazić. Gdzie są te krainy, jak daleko od siebie, jaka jest skala wydarzeń, jaka stawka? No nie dowiedziałem się. Mówi się trudno. W każdym razie fabuła kręci się wokół kilku postaci i w miarę lektury liczba istotnych bohaterów rośnie, ale z początku mamy bazową trójkę. Jest więc Krwawa Dziewiątka, Logen Dziewięciopalcy, który przekonany, że wszyscy jego bliscy zostali zamordowani, postanawia zmienić swoje życie i porzucić ścieżkę mordu, którą kroczył od lat. Jest inkwizytor Sand dan Glokta, kaleka, będący kiedyś najjaśniejszą gwiazdą wojskowości i szermierki, a teraz została mu tylko mściwość wobec tych, którzy mają jeszcze szanse w życiu. No  i jest Jezal dan Luthar, młody, bogacz, egoista i babiarz, którego największym problemem jest to, że kazano mu wziąć udział w turnieju szermierczym. Wokół tych wątków autor buduje dalej i wprowadza kolejne postacie. No i tutaj pojawia się mój pierwszy problem z Ostrzem. Książka nie ma za bardzo swojej historii. Jasne, są wątki postaci, ich problemy, z którymi trzeba się borykać, postacie przyjemnie się konfrontują i to jest super, ale to wszystko wydaje się jedynie kontekstem. Jakby całe Ostrze było dopiero prologiem do właściwej opowieści. Zresztą na to wskazuje zakończenie, które jest tak niesatysfakcjonujące, jak to tylko możliwe, z niczego nie wynika, bohaterowie się rozchodzą na własne zadania, a to wszystko w wyniku wielkich wydarzeń, w których nie uczestniczyli. Także pod tym względem jest nawet nie słabo, a po prostu tragicznie.

Jest też duży problem z narracją. Dostaliśmy narratora trzecioosobowego, ale często autor przeskakuje na perspektywę czasami kompletnie losowych postaci, w żaden sposób nie informując o tym czytelnika. Może w oryginalnym wydaniu to było wyszczególnione, ale w polskim nie jest i to jest bardzo mylące.

Ale prawda jest taka, że to nie postaciami czy kreacją fantastycznego świata stoi książka Abercrombiego, a postaciami, które są świetnie zaprezentowane. Zanim do tego przejdziemy, chciałbym się zatrzymać na tak zwanej reklamie, którą zawiera jedna z polskich okładek - dostaliśmy tutaj rzekomy cytat z dziennika The Guardian - „Cudownie pokręcona i pełna zła”. Mam wątpliwości co do prawdziwości cytatu, bo dziwne, żeby brytyjski dziennik pisał po polsku o książce Brytyjczyka, ale zostawiając ten aspekty, dziwi mnie sama treść. No bo moim zdaniem Ostrze nie jest ani pokręcone, ani pełne zła. To po pierwsze bardzo prosta historia, a po drugie pozostaje ona wypełniona wrażliwością i człowieczeństwem i naprawdę ostatnią rzeczą, jaką mógłbym powiedzieć o tej powieści jest to, że jest pełna zła. Nie bardziej, niż wiele innych dzieł fantasy. Każdy z tych trzech wyżej wymienionych bohaterów aktywnie poszukuje człowieczeństwa, nawet jeżeli nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. Świadomy tego jest jedynie Logen i dlatego nie sposób mu nie kibicować, bo facet naprawdę chce odkupić zło, które wyrządzał. Jezal zmienia się pod wpływem szczerej miłości, natomiast Glokta najdłużej czeka na okazję do pokazania swojego wnętrza, ale kiedy to już się dzieje, jest to bardzo oczyszczająca scena. Łatwo było przedstawić tych bohaterów jakby byli pozbawionymi głębi makietami, ale Abercrombie postarał się, byśmy zobaczyli w nich coś więcej.

To nienajlepsza książka sama w sobie, ale świetny materiał na rzeźbienie dalszej opowieści. Mam nadzieję, że teraz, skoro już ustanowiono nam relacje między bohaterami, jakiś wątek z magią, a coraz bliższe staje się zagrożenie wojną totalną, kontynuacja będzie o wiele lepsza. I będzie miała własną historię. Jest też inny powód, z uwagi na który mam ochotę czytać dalej - Ostrze jest cholernie zabawne.

Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Księżniczka z lodu”, który wreszcie pękł

Wpaść do „Studni Wstąpienia” i sobie głupi ryj rozwalić

„Mówca Umarłych”, czyli piękna kontynuacja