Król z najlepszej strony - „Dolores Claiborne”

    Dolores Claiborne to jedna z tych powieści, w których najpełniej widać geniusz pisarski Stephena Kinga. Kiedy podchodziłem do lektury, nie wiedziałem o tej pozycji kompletnie nic. Nigdy o niej nie słyszałem, a do tego mało imponująca długość nie nastawiała mnie na wybitnie dobrą książkę. Spodziewałem się raczej poprawnej historii, która nie powala na kolana - taką, jaką był na przykład Chudszy. Z przyjemnością mogę przyznać, że mocno się przeliczyłem!
 
    Po śmierci bogatej wdowy -  Very Donovan - jej wieloletnia opiekunka, tytułowa Dolores, zostaje podejrzana o zabójstwo chlebodawczyni. Claiborne zapewnia, że nie zabiła starej kobiety, natomiast przyznaje się, że przed laty zamordowała swego męża i zaczyna opowiadać – o sobie, pracodawczyni, mężu, dzieciach. Cała powieść utrzymana jest w konwencji monologu tytułowej bohaterki, która, przesłuchiwana na policji, snuje swoją historię. To zarówno największa zaleta dzieła, jak i najdotkliwsza wada. Takie rozwiązanie pozwala autorowi skupić się wyłącznie na Dolores, dzięki czemu czytelnik, słuchając jej bardzo osobistego wyznania, może nawiązać z nią bardzo silną więź. Z drugiej strony, po prostu ciężko mi uwierzyć, iż człowiek jest w stanie wygłosić tak długą przemowę, podać tyle szczegółów ze swojego życia. Szczególnie że Claiborne opowiada o odległej już dla niej przeszłości. Ostatecznie jednak jest to dość ciekawy sposób na zaprezentowanie historii, a podczas lektury nie zastanawiałem się, czy Dolores naprawdę mogła tak szczegółowo wszystko pamiętać. To właśnie talent autora do prowadzenia narracji pomógł mu poradzić sobie z dość trudną konwencją, bo tekst nie jest w żaden sposób podzielony na rozdziały (i może trochę zmęczyć). Mimo to nie potrafiłem oderwać się od lektury, tak wciągnęła mnie opowieść Dolores. 

    Świat przedstawiony jest świetnie skonstruowany. King jest mistrzem narracji, dzięki czemu czytelnik jest w stanie uwierzyć w zaprezentowane w książce postacie oraz przywiązać się do głównej bohaterki. Najlepiej widać to wtedy, gdy ta morduje swojego męża – nie da się jej nie kibicować. Dobrze wiemy, jak złym człowiekiem był jej małżonek i podczas lektury ani przez chwilę nie miałem wątpliwości, czy Dolores postępuje słusznie. Mimo że z premedytacją zamordowała człowieka, opracowując wcześniej szczegółowy plan. Oczywiście, ze względu na formułę powieści, od początku wiemy, że się jej uda. Jednak gdy Dolores przystępowała do realizacji planu, zupełnie zapomniałem, że musi się jej udać i w napięciu śledziłem jej poczynania.

    Autor pokazuje nam historię kobiety, która musiała podjąć bardzo trudną decyzję – zabić, by uratować swoją rodzinę; nie tylko siebie, ale również swoje dzieci, ochronić je przed wyrodnym ojcem. Nie ma tutaj żadnych elementów fantastycznych – może za wyjątkiem nawiązania do Gry Geralda, które jednak nie ma wpływu na Dolores Claiborne – sądzę, że przeciwnicy fantastyki mogą śmiało sięgnąć po tę powieść ze względu na niewielką objętość i przyswajalność. Jest to idealny początek na rozpoczęcie przygody ze Stephenem Kingiem. Nie ma nudy czy denerwujących schematów tego wybitnego pisarza.

    Dolores Claiborne stoi w moim rankingu w samej czołówce pozycji Kinga, na równi ze Cmętarzem zwieżąt czy Grą Geralda. To po prostu świetna książka z wyrazistą protagonistką, genialnie napisana, krótka, niezwykle intensywna i satysfakcjonująca. Do tego postać głównej bohaterki daje czytelnikowi obraz tego, w jaki sposób King tworzy. Jeszcze raz polecam tę pozycję każdemu, kto nie miał okazji spotkać się z Kingiem - historia Dolores da mu obraz tego, co ten autor ma do zaoferowania nie tylko swoim fanom, ale też wszystkim koneserom dobrej literatury.

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)

„Vertical”, czyli chyżo pikujmy dla objawienia!

Oby był to dobry „Omen”