„Nostalgia za Sluat Side” - bo kiedyś to było

    Ach, to piękne rozczarowanie. Po tę książkę sięgnąłem z zainteresowaniem, ponieważ zaobserwowałem na okładce samochód i wielkie ptaki. To musi być niesamowity świat! Niestety, kiedy przyjrzałem się bliżej, okazało się, iż to nie żadne ptaszyska, a helikoptery. Moja wina, ale w końcu z jakiegoś powodu noszę te okulary na twarzy, a to, że zdarza mi się z nich nie korzystać, to już wyłącznie moja wina i głupota. Mimo tego całego jęczenia, nie mogę powiedzieć, żeby lektura Nostalgii za Sluat Side była czasem straconym czy niemiłym doświadczeniem. O tak! Po trzech książkach narzekania na Andrzeja Ziemiańskiego i jednej książce narzekania na Andrzeja Drzewińskiego, wreszcie dostałem powieść dostarczającą przyjemnej rozrywki.


    Jeśli chodzi o fabułę, to jest to, mówiąc eufemistycznie, niezbyt skomplikowana zagadka kryminalna w amerykańskiej scenerii, która im bliżej końca, tym bardziej zbliża się to thrillera i to takiego skręcającego w bardzo dziwne rejony. Tu łagodni sataniści, tu muzułmańscy ekstremiści z legend, a tam wątki paranormalne. Pod tym względem można się czasem zaśmiać nad absurdalnymi rozwiązaniami, których autorzy się w ogóle nie wstydzą. I dobrze.


    Dobrze, bo Nostalgia za Sluat Side jest powieścią rozrywkową. Wszystko jest tu podporządkowane wartkiej akcji. Tak, są wybuchy, są morderstwa, są zbiegowiska, są wyścigi i skakanie po pędzących maszynach. Głupota głupotę pogania, a bohaterowie bardzo szybko przechodzą z tym wszystkim do porządku dziennego. Jest to wręcz urocze.


    Ponieważ książka nie nudzi, to na wierzch wychodzą pewne aspekty, powtarzalne w twórczości Ziemiańskiego, które nie przeszkadzały aż tak w jego wcześniejszych powieściach. To, że bohaterowie są nudni i niczym się nie wyróżniają, to coś oczywistego na etapie czwartej książki tego autora. Ja chciałbym zwrócić uwagę na to, że Nostalgia za Sluat Side nie daje nawet chwili na oddech. Przez to (oprócz tego, że nie wiemy nic o naszych bohaterach, ja za parę dni, jeśli nie jutro, zapomnę nawet jak się nazywają) nie spędzamy z nimi czasu w zwykłych chwilach prozy życia, czy też, jak wolą niektórzy mówić, nie towarzyszymy im przy zawieraniu przez nich umów powszechnie zawieranych w drobnych sprawach życia codziennego. To jest problem, chociaż trzeba przyznać, że można to wybaczyć. To nie jest w końcu Stephen King, który celuje w pokazanie nam zwykłych ludzi, uwikłanych w niezwykłe, często absurdalne sytuacje. U Ziemiańskiego i Drzewińskiego bohaterowie nie są zbytnio istotni.


    Jak więc prezentuje się Nostalgia za Sluat Side? Cóż, to krótka, ale dostarczająca satysfakcji książka. Można przeczytać, ja w ogóle nie cierpiałem, a wręcz bawiłem się całkiem dobrze. Oczywiście nie jest to pozycja łechcąca inteligencję czytelnika i tak dalej, ale nie było to jej celem. Swoje założenia spełnia i patrząc na nią od tej strony, to trzeba byłoby powiedzieć, że jest dobra. Ja może nie będę tak śmiały i powiem w ten sposób - druga powieść Ziemiańskiego i Drzewińskiego nie jest zła i ma więcej zalet niż wad. Czy warto sięgnąć? Jeśli trafi do twoich rąk, to czemu nie. Ale jeśli miałbyś w tym celu przeszukiwać archiwa czy dzikie zakątki tajemniczych internetów, to niekoniecznie. Za to jeśli podobały ci się poprzednie powieści Andrzeja Ziemiańskiego, to Nostalgia za Sluat Side także powinna przypaść ci do gustu.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka