„365 dni” jako szczyt(owanie) literatury

    To jest właśnie ten moment, gdy powinieneś, drogi czytelniku, zastanowić się nad swoim zachowaniem. Czemu zabrałeś się do lektury tej recenzji? Rozważasz sięgnięcie po 365 dni, czy potrzebujesz utwierdzenia się w przekonaniu, że to okropna książka? Jeśli to drugie, to możesz już zakończyć czytanie tej recenzji, a jeśli pierwsze, to… naprawdę? Serio? Proszę się opanować. Tak, opanowanie generalnie się ceni, szczególnie mówiąc o tej książce. W końcu chciałbym być lepszy niż bohaterowie tej wyjątkowej powieści.


    Laura Biel to dzika kobieta. Lubi seks. Mówię o tym, jakby ktoś jeszcze miał jakiekolwiek wątpliwości. Jest to bardzo ważna cecha, pozwalająca ją odróżnić od innych brzytew intelektu jak panna Anastasia Steele czy dojrzała, marudna Bella Swan. Jednak Laura nie jest szczęśliwa, ale ale! - Blanka Lipińska już przybywa i wyciąga pomocną dłoń. Otóż nasza protagonistka wyjeżdża z chłopakiem i znajomymi na Sycylię, na miłe wakacje. Tam jednak spotyka niesamowicie przystojnego, zbudowanego niczym grecki bóg i hojnie obdarzonego przez naturę Massima (pseudonim Czarny), który od razu się w niej zakochuje. Jest jednak ku temu powód - nasz Włoch uległ kiedyś poważnemu wypadkowi i walcząc o życie zobaczył twarz pięknej nieznajomej, twarz Laury. Massimo porywa Laurę, wrabia dotychczasowego chłopaka oraz bierze jej rodzinę jako zakładników. Robi to wszystko, by ta mu się nie opierała. Daje jej ponadto 365 dni na to, żeby ta się w nim zakochała. Jeśli tak się nie stanie, będzie mogła odejść wolno. Massimo jednak ma szczęście, ponieważ fizyczne żądze drzemiące w ciele Laury czynią ją dość uległą. Ten pomysł z rokiem luksusowego więzienia w objęciach bajecznie bogatego, niebezpiecznego gangstera jest całkiem sympatyczny i bardzo kojarzy mi się z tym, co swego czasu zrobiła Katarzyna Michalak w Mistrzu. Jednak na tym podobieństwa się kończą, ponieważ Lipińska w pełni oddaje się w swojej powieści scenom erotycznym. Niestety, kiedy już w końcu dokonuje się penetracja Laury (jeszcze przed połową książki), powieść traci na intensywności i przestaje być ciekawie. Mimo tego, czytało mi się szybko i nawet przyjemnie, chociaż ostatni rozdział to już było piekło i mocno ziewałem. Nie wiem co mogę powiedzieć o tej fabule. No jest, ma być pretekstem do scen seksu. Dobrze chociaż, że Lipińska oszczędziła nam jakichś absurdów.


    Autorka przyznała w jednym wywiadzie, że lubi sobie obejrzeć film porno i to widać w tej książce. Seks jest dosłowny, przy tym bardzo obrazowy i jeśli ktoś właśnie lubi takie klimaty, to powinno mu się spodobać. Można mieć do Lipińskiej dużo zastrzeżeń, ale seks wyszedł jej dobrze, jest to stymulujące i nawet w pewien sposób satysfakcjonujące.


    Natomiast nie można już wybaczyć całej reszty. Bo to, że książka jest ostatecznie głupią i mdłą opowieścią o miłości, to jedno. Natomiast gloryfikacja toksycznej relacji, manipulacje emocjami, obsesja kontroli, uprzedmiotowienie kobiet i gwałty to drugie. Massimo mówi na początku Laurze, że nie zrobi nic bez jej zgody. Oczywiście jest to kłamstwo i tak, protagonistka zostaje zgwałcona. Jest tu też dużo mówienia o prowokowaniu i choć czasami jest to zwykła, męska wymówka dla nieumiejętności powstrzymania zwierzęcych, prymitywnych instynktów, to bywa, że Laura naprawdę prowokuje swojego kochanka. Taki ma dziewczyna charakter. 


    Nasi bohaterowie właściwie nie mają charakterów. Lubią seks. Ona jest wyuzdana, odważna i zna się na modzie. Wiadomo, kobieta. A że jest kobietą, to zna się tylko na ubraniach i makijażu. No i musi zawsze wyglądać perfekcyjnie. On jest męski, silny, wysportowany, o grubym przyrodzeniu. Wiadomo, ideał samca. Jednak Massimo wydaje się być człowiekiem albo upośledzonym, albo jakoś wyjątkowo niedojrzałym emocjonalnie. Cóż, to morderca i gwałciciel, więc chyba nie powinniśmy oczekiwać niczego dobrego. Nie przejmuje się zdaniem swojej kobiety (chociaż mówi coś innego), okłamuje ją, manipuluje, poza tym jest bardzo przemocowy. Ja rozumiem, że można fantazjować o takim ostrym kochanku, ale jedna sprawa to seks, a inna wchodzenie w kimś w głębszą relację. W tym wypadku autorka każe nam wierzyć, że stosunki seksualne rozkochały Laurę w Czarnym. Okej, chociaż ja jakoś w to nie wierzę. Bo oni nie mają ze sobą żadnej relacji.


    Blanka Lipińska coś na pewno osiągnęła - jedno z najgorszych zdań w historii literatury. Bardzo chciałbym je tutaj zacytować, ale trzeba w tym wypadku przeczytać cały akapit dla kontekstu. Ale nie zachęcam. Nie zachęcam, ponieważ jest to obrzydliwa, szkodliwa powieść. Powieść, w której objawia się ignorancja, brak dialogu, przemoc i gwałt. No i pamiętajcie, drogie dzieci - jeśli jakiś facet zna się na modzie, to pewnie jest gejem, no nie ma innej opcji. A wiecie czemu faceci lecą na przyjaciółkę Laury? Bo jest ładna. No przecież nie dlatego, że jest ciekawą osobą. Komu miałoby na tym zależeć?


    Halo, halo, policja! Tytuł recenzji kradziony!


    A teraz czas porzucić mój dobry humor i przez chwilę stać się poważnym - to jedna z najgorszych książek, jakie przeczytałem. Pochwała obrzydliwości, pochwała tego, co zawsze powinno być piętnowane. Pochwała przestępstwa, pochwała tego, że skoro ktoś jest ładny i bogaty, to można mu wybaczyć niewinne wykorzystanie seksualne. Nie, nie można.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka