Czy „Pokolenie Ikea. Kobiety” to nuda?

    Jestem fanem książki Pokolenia Ikea, ponieważ na swój sposób działała - miała jakieś tam cele i sprawnie je realizowała posługując się określonymi środkami. Wydaje mi się, że to był jednorazowy strzał ze strony autora Piotra C. A mówię o tym dlatego, że Pokolenie Ikea. Kobiety są pozbawione tego, co czyniło pierwszą część tak wyjątkową - unikalność krzyku człowieka, który wie, że przegrał życie. 


    Powieść jest bezpośrednią kontynuacją Pokolenia Ikea - towarzyszymy więc Oldze i Czarnemu w ich codziennym życiu. Oznacza to tyle, że świetne zakończenie poprzedniczki idzie do kosza, bo wszystko wiemy i oczywiście nie narzekam dlatego, że bohaterowie mogli pójść naprzód i jakoś się otrząsnąć, jednak to bardzo psuje jedynkę. No i niestety dwójka nie oferuje nic w zamian, to po prostu kolejna dawka tego samego. Piotr C. przedstawia nam jakieś historyjki, z których żadna nie jest interesująca, a wszystkie wydają się być bardzo powtarzalne. Oczywiście dokładnie tak samo działało Pokolenie Ikea (i działało!), ale no właśnie, Kobiety to powtórka z rozrywki, to samo, także czytelnik pozostaje tym znudzony i rozczarowany. Pół biedy, gdyby to miało do czegoś prowadzić, ale no niestety nie widziałem tutaj żadnego satysfakcjonującego podsumowania, czegoś, co wynagrodziłoby mi zniszczenie tego obrazu wykreowanego przez poprzednią część.


    Ja wiem, że w prawdziwym życiu faktycznie jest tak, że ludzie się niczego nie uczą i popełniają ciągle te same błędy i można byłoby obronić w ten sposób Kobiety, tyle że znowu - dokładnie o tym było pierwsze Pokolenie Ikea! Tak zresztą mogłaby wyglądać cała ta recenzja, na podkreślaniu, że w poprzedniej książce Piotra C. dostaliśmy to samo, tyle że w bardziej skondensowanej, wtedy jeszcze świeżej formie. Kobiety jawią się tutaj jak odgrzewany kotlet.


    Autor nie potrafi przykuć uwagi, bo jego język nie dość, że jest niesamowicie prosty, wręcz prymitywny, to na dodatek kompletnie przezroczysty. Wzrok ślizga się po literkach, łączymy te znaczki w słowa, zapoznajemy się z ich treścią, łącząc tym razem słowa w zdania i odczytujemy w ten sposób sens, czyli to, co autor miał na myśli i zaraz potem o wszystkim zapominamy.


    Co do bohaterów, no to jest ten Czarny i są kobiety. Kobiety nie są jakoś szczególnie interesujące, chyba że odkryciem będzie dla ciebie, że ludzie mają swoje potrzeby. No nie wiem co więcej napisać, ludzie bez jakichś ciekawych scen, przesuwający się po życiu Czarnego. I okej, tak jest w życiu, ale jak ja, jako czytelnik, mam się tym zainteresować?


    Także no nie polecam. Wydaje mi się, że Pokolenie Ikea. Kobiety może mieć wartość tylko i wyłącznie dla kogoś, kto nie zna pierwszej części. Może wtedy w ciebie uderzy, ale ja nadal nie radzę lektury. Sięgnij po pierwszą część, jest lepsza. Natomiast jeśli jesteś przedstawicielem pokolenia Ikea, to może odnajdziesz w tej powieści cząstkę samego siebie. Nie wiem, to już jest czysto indywidualna kwestia. Trochę szkoda, ponieważ było tu pole do pokazania nam jakichś fajnych (specjalnie używam tego słowa, można się łatwo domyślić dlaczego) rzeczy, a niektóre momenty bywają dobre, czasem nawet zabawne. Ale najgorsze jest to, że ja tu widzę, że to jest nadal Piotr C. Autor dobrego Pokolenia Ikea i jednocześnie słabej wersji 2.0. Chociaż może powinienem napisać - wersji 1.01.

 

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka