Posty

Za obietnicę „Pani Dobrego Znaku” nie można nie oddać życia

Obraz
No i wyszedłem na głupka, który nie potrafi sprawdzić informacji w książkach, które ma w domu, bo miałem przyjąć liczbę tomów Księgi Całości ustaloną przez wydawnictwo Fabryka Słów i dlatego podzieliłem Grombelardzką legendą na dwie części i powstały recenzje. No ale okazuje się, że drugi tom Pani Dobrego Znaku kontynuuje numerację rozdziałów. No cóż, pewnie wynika to z tego, że w przeciwieństwie do Grombelardzkiej legendy nie mamy tym razem do czynienia z opowiadaniowym odpadem, a historią pomyślaną jako powieść od samego początku. I to się bardzo czuje. Ale po kolei. Tak jak poprzednie części można było czytać w dowolnej kolejności, tak tym razem jednak raczej powinno się przeczytać wcześniejsze tomy, ponieważ Cesarstwo jest już doświadczone oderwaniem się Agar oraz katastrofą w Grombelardzie. No i w Pani Dobrego Znaku wracają znani bohaterowie z Serca Gór i Wstęg Aleru . Ale przejdźmy do rzeczy - tym razem Kres kieruje nasze oczy na najbogatszą prowincję imperium, dumny Dartan...

Kiedy kładziemy się spać „Zima Muminków” może nas obudzić

Obraz
Jedną z najlepszych rzeczy na świecie są Muminki i myślę, że panuje w zakresie ewentualnej dyskusji w tym temacie konsensus. Jaki jest więc sens w pisaniu kolejnego tekstu o tym, że Tove Jansson napisała świetną i mądrą książkę? Nie wiem, ale skoro sprawia mi to przyjemność, to nie będę jej sobie odmawiał, szczególnie że nikomu krzywdy nie robię. Temat zimy był już poruszany w cyklu - powieść W Dolinie Muminków rozpoczynała się nadejściem wiosny i przebudzeniem mieszkańców Doliny. Jednakże tym razem będzie to inna zima, bowiem Muminek budzi się w samym jej środku. Jego rodzice i Panna Migotka (bo takiego Migotka czy Ryjka nadal nie ma, ale cóż, może po prostu odeszli w swoją stronę) nadal śpią. Nasz bohater odkrywa, że w domu jest ciemno, pusto, pod meblami mieszka nieznany stwór, a cały świat na zewnątrz pokrył biały puch. Jest cicho i zimno. Nie oznacza to, że cała Dolina jest pusta, bo mała Mi również się obudziła (z winy pewnej wiewiórki), a do kabiny na brzegu morza wprowadziła ...

„Cień Bafometa”, czyli co się dzieje, gdy wyobraźnia i emocje wychodzą spod kontroli

Obraz
Pierwsza powieść Stefana Grabińskiego postawiła poprzeczkę tak wysoko, że nie sposób było oczekiwać, czy kolejna była równie dobra. To skuteczne nastawienie, bo zawsze można się pozytywnie zaskoczyć. Problem polega na tym, że jeżeli ktoś (tak jak ja) już zna twórczość polskiego mistrza opowieści niesamowitej, to przez cały Cień Bafometa będzie miał wrażenie, że już gdzieś o tym czytał… a może to po prostu ja jestem już na tyle przesiąknięty takimi historiami, że dostrzegam rozwiązania od razu po ich wprowadzeniu. Książka jest bardzo, bardzo przewidywalna. Jednakże to nie zawsze musi być wada i w tym wypadku tak nie jest, ponieważ ponownie Grabiński skonstruował swoją historię niezwykle precyzyjnie. Książkę bardzo łatwo jest podzielić na cztery części i ja nie tyle byłem ciekawy, czy autorowi uda się wszystko elegancko spiąć, co z przyjemnością chłonąłem atmosferę. Natomiast nie można zaprzeczyć, że Cień Bafometa nie jest tak intensywny jak opowiadania Grabińskiego. Trochę szkoda. W k...

Na „Planecie wygnania” łatwo być złym

Obraz
Albo Ursula K. Le Guin wyniosła lekcję ze Świata Rocannona , albo uznała, że tym razem napisze trochę inną książkę. No i moim zdaniem wyszło to Planecie wygnania tylko na dobre, całość jest zdecydowanie bardziej autorska i tak jak poprzednim razem coś tam sobie ponarzekałem, to tym razem szukać musiałem tylko ewentualnych wad. Kolonia wysłanników Ligi Wszystkich Światów została opuszczona, zapomniana. A przynajmniej oni tak uważają i ciężko ich o to obwinić. Pozbawieni latających statków, związani prawem, zabraniającym im przedstawiać natywnym mieszkańcom planety, Tewarczykom swoje osiągnięcia technologiczne, powoli zatracają swoje dziedzictwo i to pod każdym względem. A co zostaje? Typowo osiadły styl życia, odporność na planetarne drobnoustroje oraz inność, która tylko potęguje antagonizmy, które powstają między nimi a lokalsami. Ci są dość prymitywną cywilizacją, mocno związani zupełnie różnym od naszego ziemskiego, niezwykle długim cyklem pór roku. Dodatkowo jest też jeszcze jedna...

„Lodowy kliper” wbił się we mnie, ale czy pozostawi jakiś ślad?

Obraz
W tym momencie muszę przyznać, że został mi zapewniony duży komfort, bo trylogia Tran-ky-ky Alana Deana Fostera została przetłumaczona na język polski, a mnie udało się dorwać jej pierwszą część, czyli powieść Lodowy kliper . Jeśli poprzednie książki Fostera czegokolwiek mnie nauczyły, to tylko tego, że muszę się zmuszać, by czytać jego dzieła. A szkoda, bo przecież jeżeli ktoś ma solidny warsztat, to gdyby jeszcze byłby dobrym artystą, moglibyśmy otrzymać odnoszącego ogromne sukcesy artystę, nieważne że tworzącego literaturę rozrywkową. Próbuję wydobyć z siebie chociaż trochę entuzjazmu, mam nadzieję, że ktoś to doceni. Poświęcam się, mimo iż nikt mnie o to nie prosił. A więc - Lodowy kliper ! Międzygwiezdny komiwojażer Ethan Fortune i heros kosmosu Skua September, w dramatycznych okolicznościach ugrzęźli na niegościnnej i zamieszkanej planecie Tran-ky-ky i muszą dotrzeć do cywilizacji, żeby uciec. Ale oczywiście po drodze napotkają wraz z towarzyszami na lokalsów i och, czy ja znowu...

„Dziewczę z sadu” w końcu z niego wyjdzie, zostawiając za sobą dziecięcą niewinność

Obraz
Wspaniała powieść Lucy Maud Montgomery! Obowiązkowa pozycja dla fanów cyklu o Anne Shirley/Blythe! Jak się widzi takie komentarze, można się obawiać, że ma się do czynienia z najbardziej populistyczną opinią, na jaką można się zdobyć. Ale i tak nie pozostawałem uprzedzony, nawet jeżeli Dziewczę z sadu (wprawdzie w oryginalnym tytułe jest Kilmeny of the Orchard , a zatem imię bohaterki, ale kto by się przejmował takimi szczegółami, a posługuję się takim tłumaczeniem, bo w takim tłumaczeniu czytałem) trafiło na kiepski czas w twórczości Montgomery, bo po nieudanej Anne z Avonlea . Eric Marshall skończył szkołę i ma w planach ustabilizować swoją przyszłość. Starszy przyjaciel i prawie że brat David Baker sugeruje mu, że przede wszystkim powinien się zakochać. Eric ma taki plan, ale oczywiście czeka na właściwy moment. No i zaraz w pierwszym rozdziale mamy już piękny przykład pierwszych problemów, z jakimi przyjdzie się nam mierzyć - autorka ewidentnie nie ma zielonego pojęcia o mężczyzna...

Czy faktycznie może ich łączyć „Wyłącznie interes”, skoro on jest jak drzewo?

Obraz
Kariera pisarska Glorii Renwick nie jest zbyt imponująca, bo otrzymaliśmy z jej rąk jedynie tę krótką książkę - Wyłącznie interes . Kto wie, może jej wydanie było podyktowane wyłącznie interesem materialnym? Biorąc pod uwagę kształt efektu jej pracy, nie zdziwiłbym się. Ale może było i tak, że Gloria Renwick była jedynie pseudonimem, za którym krył się ktoś inny. Tego się chyba nigdy nie dowiem. A teraz skupmy się na samej książce, która z jakiegoś powodu została przetłumaczona na polski i z jakiegoś powodu trafiła w moje ręce. Katherine Dunn była przez pewien czas modelką i żyje straumatyzowana tym, że ojciec ją kiedyś bez słowa porzucił. Dzisiaj pracuje w przedsiębiorstwie dyktującym modowe trendy i idzie jej tam całkiem dobrze, nawet jeżeli jest tylko mało znaczącą asystentką, a jej przełożona ją gnębi. Oczywiście sytuacja się zmieni, kiedy nasza bohaterka wpadnie prosto na właściciela firmy, zabójczo przystojnego, umięśnionego i bajecznie bogatego playboya Chada Butlera. Katherine ...

Otwórz drzwi restauracji i usiądź wygodnie - „Klub towarzyski niegrzecznych dziewczynek” zaprasza na obgadywanie

Obraz
Nie jestem w stanie nie skomentować w pierwszej kolejności doskonałej polskiej okładki. Nie sposób nie pogratulować Wydawnictwu Literackiemu zatrudniania kompetentnych ludzi, skoro wypuszczają książkę o latynoskich kobietach, a na okładce wszystkie są bardzo, bardzo białe. A może było po prostu tak, że założono, iż polska czytelniczka (bo Klub towarzyski niegrzecznych dziewczynek jest skierowany stricte do kobiet) to prostaczka i rasistka i nie kupi książki z ciemnymi paniami na okładce. Tytułowy klub tworzy sześć przyjaciółek zbliżających się do trzydziestki, które spotykają się regularnie na ploteczki. Oczywiście w grupie są pewne tarcia, ale to nie ma znaczenia, ponieważ łączy je taka prawdziwa, głęboka przyjaźń, która nie załamie się z byle powodu. Lauren, Sara, Amber, Elizabeth, Rebecca i Usnavys - każda z nich ma swoją własną historię i własne problemy. Niezwykle istotny jest kontekst mniej lub bardziej latynoskiego pochodzenia wszystkich pań, przeciwstawiany domyślnie białej Am...

„Salamandra” zmienia skórę, ale czy Stefan Grabiński również tutaj zachwyca?

Obraz
Zabierając się za twórczość Stefana Grabińskiego konfrontujemy się nie tyle z powieściami, co ze znakomitymi opowiadaniami i nowelami. Ja mam już pewną perspektywę, Grabińskiego znam od lat i pokochałem jego twórczość, a gdybyśmy już mieli dokonywać tych nie do końca właściwych porównań z boskim Edgarem Allanem Poe czy Samotnikiem z Providence Howardem Phillipsem Lovecraftem, to szczerze mówiąc, Grabiński o wiele skuteczniej dotyka strun mojej wrażliwości - z różnych przyczyn, ale podobnie jak on jestem zafascynowany koleją. I nawet jeżeli Lovecraft potrafił przerazić mnie skuteczniej, a Poe bardziej zachwycić, nawet niekoniecznie grozą, to Stefan Grabiński pozostaje moim mistrzem opowieści niesamowitej. Straszyć też straszy, ale co najważniejsze, tak jak chwycił mnie kiedyś za gardło, tak trzyma nadal, a to Lovecraftowi się nigdy nie udało. Snucie się po mieście ma swoje wady i zalety. Wiadomo, że w tłumie często może się wydawać, że widzimy znajome twarze, nawet jeżeli to tylko złudz...