Rubin wyjaśni, czego brak „Królowi Bezmiarów”
Na początku chciałbym poczynić uwagi natury ogólnej, żeby nie musieć się na te tematy wypowiadać później. Przede wszystkim mam zamiar czytać książki Feliksa W. Kresa w takiej kolejności, w jakiej były publikowane - dlatego zacząłem od Króla Bezmiarów, mimo iż został oznaczony jako drugi tom Księgi Całości. Cóż, wola mistrza, że tak sobie to oznaczył. Natomiast co do określania, ile w końcu tych książek jest, to zdecydowałem przyjąć systematykę ustaloną w edycji wydawnictwa Fabryka Słów - to znaczy, że za życia ukazało się jedenaście ukończonych przez Kresa części Księgi Całości. To mi też ułatwi życie, bo właśnie z tym wydaniem cyklu mam do czynienia. Zdaję sobie sprawę, że gdybym miał posługiwać się pierwotnymi wydaniami, moja “robota opiniotwórcza” zrodziłaby inne owoce, ale skoro ostatecznie mistrz podzielił swoje książki, to cóż - jego wola. Z tego też powodu nie czytałem dwóch pierwszych zbiorów opowiadań. Jeśli Kres w późniejszych powieściach przerabiał tamte opowiadania, dokonując autoplagiatu, to z moich recenzji się tego nie dowiesz, drogi czytelniku. Dobra, co z tego wszystkiego wyniknie, to jeszcze się wszyscy przekonamy. A zatem zaczynamy!
Nad kontynentem Szerer wisi Szerń - boska moc, potrafiąca obdarzać inteligencją. A na północy wisi raczej wroga jej moc Aler, wisząca nad krainą Aler. A poza kontynentem morzami władają wielkie Bezmiary. Jednak boskie pasma i przestworza oceanu to jedna rzecz, a życia zwykłych ludzi tego świata to już całkowicie inna sprawa. Jednakże opowieść nie zaczyna się od jakiegoś losowego typa, lecz od kogoś, kogo moglibyśmy określić jako Króla Bezmiarów - sławnego, okrutnego pirata Demona Walki, kapitana K.D.Rapisa. Autor zadbał, żebyśmy od razu wiedzieli, z jakim typem mamy do czynienia. No i rzeczywiście kapitan okazuje się być człowiekiem złym, również z uwagi na wpływ pewnego tajemniczego rubinu Geerkoto. No i tak sobie pływają nasi piraci, gwałcąc i rabując, ale życie Rapisa zmieni się pod wpływem schwytanej w rybackiej osadzie dziewczyny Ridarety. Co się stanie wywrze wpływ nie tylko na nich, lecz na cały świat, na całe Bezmiary. Należy poczynić uwagę, że świat, który Kres wykreował, jest okrutny i brutalny, jednakże nie w taki prymitywny sposób, w jaki pisał swój świat złamanego krzyża Jacek Piekara. Okrucieństwo widzimy po zwyczajnych czynach, które łatwo sobie wyobrazić, a nie przesadzonym sadyzmie, wywołującym raczej uśmiech politowania. Pióro Feliksa W. Kresa jest piękne, Król Bezmiarów to świetnie napisane dzieło, prawdziwie mistrzowska robota - mistrzowska w ten rzemieślniczy sposób, dzięki któremu czytelnik może się zachwycić porządną robotą pisarza i tym, że ktoś go tu traktuje poważnie. Ja lubię, jak autor mnie szanuje.
Jednakże co do mistrzowskiej roboty, to nie mogę tak powiedzieć o fabule. Przede wszystkim dzieli się ona na wyraźne części, przez co można odczuć brak ciągłości. Autor tego nie ukrywa, właśnie w taki sposób dzieląc powieść, natomiast konstrukcja książki bywa dezorientująca i może przeszkadzać. Mi trochę przeszkadzała, z tym że ostatecznie wszystko jest zrozumiałe i wyjaśnione, więc w trakcie lektury polecam się nie zniechęcać i płynąć tak, jak tego chciał Kres. Natomiast co jest słabe, to kosmologiczna ekspozycja, którą dostajemy na koniec. No okej, panie autorze, rozumiem teraz przyczyny prezentowanych wydarzeń, ale nie jestem pewien, czy trzeba było mi to sprzedawać w taki nachalny, bezpośredni sposób.
Bohaterów jest trochę a nawet więcej, ale uprzedzam, że Król Bezmiarów przez dużą część sprawia wrażenie, że ma ich więcej, niż faktycznie ma. Mam nadzieję, że następne książki w cyklu będą trochę bardziej zorganizowane, bo czytanie książek o tak szerokim zakresie jest fajne, ale na dłuższą metę może to trochę zmęczyć. Nie bardzo wiem, jak zakończyć tę recenzję, może więc tak - podobało mi się i cóż za znakomity debiut powieściowy!
Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.
Komentarze
Prześlij komentarz