„Srebrne oczy” winny przewiercić mnie na wylot, a wyszło raczej średnio

    Warto na samym wstępie zaznaczyć, że nie jestem fanem serii gier Five Nights at Freddy’s i to nie dlatego, że ich nie lubię, a po prostu nigdy się w nie nie zagrywałem. Natomiast mam jako takie pojęcie czym one są i jaka jest ta cała fabuła związana z cyklem. Po książkę sięgnąłem raczej przypadkowo… ale wydaje mi się, że nie jest to problem. W końcu ma moim egzemplarzu nikt nie napisał, że do czytania wymagana jest znajomość jakiejkolwiek gry, także należałoby zakładać, iż mimo wszystko jest to dzieło w przynajmniej pewnym stopniu niezależne.


    Dziesięć lat temu w pizzerii Freddy Fazbear’s Pizza w miasteczku Hurricane stało się coś strasznego. Zginął brat naszej głównej bohaterki Charlie (która tylko pozornie pełni rolę final girl), a teraz jego imieniem nazwano jakieś stypendium. To nie jest istotne. Co jest istotne, to że kiedy po latach zbierają się dawni znajomi, do głowy przychodzą głupie pomysły i nawet nie trzeba do tego alkoholu czy też innych używek. Czemu by nie odwiedzić zamkniętej i obudowanej centrum handlowym pizzerii i… no na tym skończyły się dobre pomysły, a zaczęły się dramaty, bo się okazało, że animatroniki są żywe i tak dalej. Opis fabuły brzmi jak najbardziej typowy slasher na świecie - banda głupich nastolatków (niestety się nie ruchają, zresztą to jest jedna z wielu wad) pcha się tam, gdzie nikt ich nie chce, a potem muszą uciekać. No i to generalnie robią. Ja myślałem, że będą tam włazić pięć razy, ale naliczyłem tylko cztery. Natomiast nie wykluczam, że mogłem coś przeoczyć. W każdym razie blurb jest oszukańczy, ponieważ Srebrne oczy nie są slasherem. Spoiler - nikt z głównych bohaterów tu nie ginie! To jest dla mnie niepojęte i przy okazji kompletnie bez sensu.


    Warto zaznaczyć, że jeśli nikt nie ginie, to czytelnik nie czuje żadnego zagrożenia, a przecież Srebrne oczy są horrorem. No chyba, że to ja jestem głupi i tak naprawdę powieść jest… no nie wiem czym. W każdym razie wszystkie momenty grozy są kompletne nieudane. Jest to dość kuriozalne, ponieważ odnoszę nieodparte wrażenie, że twórcy od strony fabularnej nie chcą, żeby czytelnik znał fabułę cyklu, ale od strony klimatu i grozy już jak najbardziej tego wymagają. Mnie nie przeraża sama idea animatroników, dlatego życzyłbym sobie, żeby autorzy jakoś zbudowali grozę i nastrój. Niestety książka nie jest ani straszna, ani klimatyczna. Okropne dialogi, głupota bohaterów i miałka fabuła tworzą wybitnie nieapetyczną mieszankę, w której chyba nic nie jest dobre.


    Daleki jestem od stwierdzenia, że Srebrne oczy były pomyślane jako książka dla najmłodszych fanów Five Nights at Freddy’s i dlatego ich poziom mógł być w zamierzeniu autorów dość niski, bo przecież małe dzieciaczki i tak przeczytają. Natomiast niewątpliwie powieść Scotta Cawthona i Kiry Breed-Wrisley jest beznadziejna. To okropna książka, okropny horror, nie ma w niej nawet trochę klimatu i generalnie jest do dupy. Nie polecam. A jeśli jesteś fanem gier, to może odnajdziesz tutaj coś dla siebie, tego nie jestem w stanie ocenić. Może nawet ci się spodoba, bo nikt nie będzie musiał ci pokazać, że te animatroniki są straszne, jako iż już będziesz o tym przekonany.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka