„Ostatnia misja Gwendy” w kosmosie

    Żadna z przygód Gwendy Peterson nie była dobra, a teraz przechodzimy do Ostatniej misji Gwendy i bez żadnych niespodzianek nie jest ona dobra! Kto by się tego spodziewał! Moje nastawienie do książki było negatywne. Po pierwsze - poprzednie części były słabe. Po drugie - współautorem jest ten cały Richard Chizmar, który nie napisał ani jednej dobrej powieści.

    Pudełko po raz trzeci trafia do naszej kochanej Gwendy. No i jest problem, bo pudełeczka trzeba się pozbyć, więc nasza bohaterka leci w kosmos, bo to jest dobry sposób, żeby zakończyć cykl. A co się dzieje na międzynarodowej stacji kosmicznej? No wiadomo, co się dzieje, bo fabuła Ostatniej misji Gwendy jest tak miałka, nudna i smętna, jak to tylko możliwe. Jest zły antagonista, który jest zły ponieważ to stary zboczeniec, ponadto słyszy głosy w głowie i jest zły, bo jest zły, proszę nie zadawać dalszych pytań. Generalnie od początku wiemy kto jest kim oraz jak się cała opowieść zakończy. Wszystko jest wypełnione wątkiem z chorobą Alzheimera, który nie jest interesujący. Chyba się miałem przy zakończeniu wzruszyć. Jeśli tak, twórcom nie wyszło. Sam motyw z podróżą w kosmos jest głupiutki, ale bardzo dobrze, że jest. Niespodziewanych szaleństw nigdy za wiele, jednak problem polega na tym, że King i Chizmar nic z tym nie robią. Podróż kosmiczna nie jest pretekstem, żeby nam jakąś ciekawą wizję przyszłości zaprezentować. Mamy też pełno retrospekcji, które nie są potrzebne, ale i tak pozostają przy tym ciekawsze niż wątek poza nimi.

    Większym problemem jest to, co pojawiło się też w poprzedniej książce Kinga, czyli tematy związane z pandemią koronawirusa. W Billym Summersie było to tak z dupy, jak to tylko możliwe, a tutaj powiązano ją z pudełkiem i tyle. Parę staruchów nosi maseczki i tyle. Poza tym Donald Trump jest zły. Ja nie twierdzę, że tak nie jest, po prostu… po co to tu jest? Jaki związek z lotem w kosmos ma walka polityczna Gwendy czy śmierć jej męża? Bo ja mam wrażenie, że to w żaden sposób na nią nie wpływa. A jeśli wpłynęła, to i tak nastąpiło to przed decyzją o wylocie.

    Ale największą wadą Ostatniej misji Gwendy są dla mnie nawiązania do cyklu Mroczna Wieża, czy też ścisłe powiązanie tego cyklu z fabułą książki Kinga i Chizmara. Moim zdaniem jeżeli tworzysz historię, której sensem jest ciągłe jej powtarzanie, nie możesz po jej zakończeniu nęcić czytelników takimi głupimi odniesieniami, które nic nie wnoszą. Noi  to jest oczywiście coś, co i tak będzie interesujące tylko dla fanów Mrocznej Wieży. Gwendy ma więc wszystko ocalić. Okej. Ale jeżeli ja nie znam Mrocznej Wieży, to będę miał to głęboko w poważaniu, a jeżeli znam… to wiem, że nie może się jej nie udać, bo inaczej cała Mroczna Wieża nie miałaby sensu. Także - panie King, proszę się ogarnąć! Nikt nie potrzebuje takiej miernej jakości!

    Czuć w tej książce Kinga, Chizmara nie bardzo. Może i dobrze. Nie jest to udana powieść. W ogóle wszystkie trzy teksty - opowiadanie i dwie powieści - są nieudane. Niech Stephen King oprzytomnieje i zacznie serwować dobre książki, a nie preteksty dla przekazywania poglądów na temat Trumpa i pandemii koronawirusa. Natomiast Richard Chizmar niech… nie wiem.

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)

„Vertical”, czyli chyżo pikujmy dla objawienia!

Oby był to dobry „Omen”